W Czechach, podobnie jak w wielu innych krajach wysoko rozwiniętych, stale przybywa ludzi starszych i jednocześnie rodzi się coraz mniej dzieci. W 1990 roku w Czechach żyło 1,3 mln osób w wieku 65 i więcej lat oraz 2,2 mln dzieci w wieku do 15 lat. W połowie 2017 roku seniorów było już 2 mln, a dzieci tylko 1,6 mln. Stanowi to odpowiednio 20 proc. i 15 proc. całkowitej populacji Czech. Od 1990 roku zwiększyła się także średnia wieku mieszkańca Republiki Czeskiej - o 5 lat i osiem miesięcy. Obecnie wynosi 42 lata. Według prognoz czeskich demografów, starszych ludzi będzie przybywać w coraz szybszym tempie. Dotyczy to także osób powyżej 80. roku życia. W 2017 roku żyło w Czechach 400 tys. osiemdziesięciolatków, a w 2030 roku ma ich już być ok. 800 tysięcy. W tym roku przeciętny wiek mieszkańca ma wzrosnąć do 45 lat, a w połowie bieżącego stulecia - do 49 lat.
Starzenia się społeczeństwa nie należy jednak traktować jako zagrożenia. Jest to bowiem zjawisko naturalne. Rządy wielu państw świata starają się dostosowywać funkcjonujące systemy opieki zdrowotnej i systemy emerytalne do potrzeb coraz liczniejszej rzeszy ludzi starszych. Podobną próbę podejmuje teraz rząd premiera Andreja Babisza, który w ciągu kilku miesięcy swojego urzędowania zdołał już wymienić większość ministrów ze swojej pierwszej ekipy. Reformie dotychczasowego systemu emerytalnego sprzyja dobra koniunktura w czeskiej gospodarce, najniższe wśród wszystkich krajów UE bezrobocie i niski poziom długu publicznego. Pod koniec lipca tego roku w budżecie Czech zanotowano, po kilku chudych latach, nadwyżkę w wysokości 17 mld koron. Nadwyżka te nie jest jednak na tyle duża, aby można było w nieskończoność finansować z budżetu państwa renty i emerytury.
Spełnia się czarny scenariusz. Krócej pracujemy, a emerytury spadają
Stąd pilna potrzeba opracowania i wdrożenia w życie nowego, efektywniejszego systemu emerytalnego, opartego – jak postulują nie tylko czescy ekonomiści – o kilka różnych źródeł finansowania wszelkich wydatków związanych z utrzymaniem seniorów. Także eksperci z OECD ostrzegają, że bez zapewnienia dopływu środków na ten cel z kilku różnych „źródeł” czescy emeryci będą skazani na głodowe emerytury. Obecnie bowiem z budżetu państwa przeznacza się na ten cel 43 proc., a przy utrzymaniu dotychczasowego systemu emerytalnego w 2060 roku trzeba będzie na emerytury przeznaczać z budżetu państwa aż 75 proc. W praktyce będzie to niewykonalne. Wydatki z budżetu nie będą w stanie zapewnić w 2060 roku czeskiemu emerytowi środków na przeżycie nawet kilkunastu dni.
Podobnie jak w wielu innych krajach, w tej liczbie także i w Polsce, czescy emeryci stają się coraz bardziej liczącą się siłą, która wywiera coraz większą presję na podniesienie swoich świadczeń. Są także grupą społeczną, która najliczniej uczestniczy w wyborach. Liczebność tej grupy będzie się z każdym rokiem zwiększać, w odróżnieniu od wysokości świadczeń emerytalnych wypłacanych w Czechach z budżetu państwa. Czeski rząd planuje, że do 2030 na ten cel przeznaczać się będzie 2,5 proc. PKB tego kraju, a dopiero za 12 lat będzie można (lub nie, w zależności od stanu zdrowia czeskiej gospodarki) przeznaczać na ten cel większą część PKB niż tylko 2,5 proc.
Problemem jest i będzie zmniejszająca się w Czechach, podobnie jak w Polsce i wielu innych krajach, liczba osób pracujących i płacących podatki oraz odprowadzających składki na wypłatę emerytur obecnych seniorów. W Czechach zależność między tymi grupami wynosiła pod koniec 2017 roku 29 proc., ale w 2058 roku sięgnie aż 56,1 proc. Mówiąc inaczej, o ile obecnie na jednego emeryta przypada w Czechach jeszcze trzech pracujących, płacących podatki i odprowadzających składki na ubezpieczenie społeczne, to w połowie bieżącego stulecia na jednego seniora przypadać będzie 1,8 pracujących.
Niepopularne są w Czechach propozycje nie tyle rozwiązania, ile okresowego złagodzenie skutków kryzysu demograficznego poprzez podniesienie wieku emerytalnego czy też skłonienie młodych kobiet do podejmowania pracy. Ten ostatni postulat może wywołać efekt bumerangu i przyczynić się do zahamowania przyrostu naturalnego ludności. Pracujące młode kobiety później zakładają rodziny i raczej odkładają decyzję o posiadaniu dzieci, często do tzw. wieku średniego, kiedy jest na to za późno. Czescy politycy powielają jednak rozwiązania stosowane w innych krajach i wydają zezwolenia na pracę coraz liczniejszej rzeczy imigrantów z sąsiedniej Słowacji oraz Ukrainy. Kwestią otwartą jest jednak pytanie, czy zagraniczni pracownicy na tyle wzmocnią obecny system emerytalny, że będzie go można utrzymać nawet do połowy bieżącego stulecia?
Ogromna większość czeskich ekonomistów wypowiada się na ten temat bardzo krytycznie, w odróżnieniu od wielu doradców byłego premiera. Ci ostatni jeszcze do niedawna twierdzili, że istniejący w ich kraju system emerytalny jest stabilny i nie potrzebuje żadnej reformy. Nie twierdzą już tego obecni doradcy premiera Andreja Babisza, ani on sam. W programie swojego drugiego rządu zawarł on jako priorytetowe zadanie gruntownej reformy obecnego, coraz mniej wydolnego systemu emerytalnego. Podstawą tej reformy ma być wyraźne oddzielenie funduszu przeznaczonego na wypłaty emerytur od budżetu państwa oraz ustanowienie "przejrzystych, finansowych relacji między tym funduszem, a budżetem państwa”. Czescy politycy zamierzają utworzyć Państwowy Urząd Emerytalny, który będzie zarządzać zgromadzonymi na funduszu emerytalnym środkami, a społeczeństwo będzie dokładnie i regularnie informowane o tym, gdzie trafiają ich składki na ubezpieczenie społeczne (emerytalne) i w jaki sposób są wykorzystywane.
W artykule opublikowanym w najnowszym numerze (22) czeskiego tygodnika „Ekonom”, doradca obecnego premiera Czech Jaroslav Ungerman, nie bardzo jednak potrafił wyjaśnić, z jakich nowych źródeł, oprócz składek na ubezpieczenia społeczne, napłyną dodatkowe środki do funduszu emerytalnego. Zasugerował tylko, że chciałby, aby fundusz ten funkcjonował na wzór istniejącego w Czechach Narodowego Funduszu Zdrowia lub… ubezpieczalni. W myśl zasady: co kto sobie wybierze, zostanie mu "przydzielone" po osiągnięciu wieku emerytalnego. Problem w tym, że kwestia odpowiedniego „przydziału” świadczenia emerytalnego budzi zawsze najwięcej kontrowersji.
Przedstawiony przez Ungermana, dosyć zresztą ogólnikowy zarys proponowanej reformy czeskiego systemu emerytalnego, nie zapewnia pełnej transparentności tego systemu. Jeśli bowiem nad przyszłymi emeryturami będzie sprawować pieczę specjalnie do tego powołany centralny urząd, to trzeba będzie zwiększyć składki na ubezpieczenia społeczne chociażby po to, aby opłacić armię urzędników „zarządzających” gromadzonymi na funduszu emerytalnym środkami. Samo zresztą powołanie takiego urzędu wcale nie rozwiąże kryzysu emerytalnego w Czechach (podobnie zresztą jak nie rozwiązano w ten sposób tego kryzysu w wielu innych krajach). Istniejące problemy związane z rosnącą liczbą emerytów i coraz mniejszą liczbą pracujących na ich emerytury pracowników pozostaną nierozwiązane. Jeżeli nie uda się w Czechach, jak i w większości innych krajów, wygospodarować większych środków finansowych na emerytury z innych źródeł niż do tej pory, trzeba będzie sięgnąć po pieniądze na ten cel do budżetu państwa . Wiele wskazuje na to, że takie „budżetowe” zabezpieczenie będzie miał nadal „reformowany” system emerytalny w Czechach.
Samo reformowanie, mniej lub bardziej radykalne, istniejących systemów emerytalnych w krajach OECD, do której to organizacji należą także Czechy i Polska, nie rozwiąże problemu niskich emerytur i pogarszającej się relacji między liczbą emerytów i liczbą pracowników. Wielu ekspertów uważa, że aby utrzymać w latach 2017-2050 we wszystkich krajach OECD obecny poziom emerytur, trzeba będzie podnieść wiek pracownika upoważniający do przejścia na emeryturę aż o 8,4 lat! Ta liczba daleko przekracza prognozowane w tym samym okresie wydłużenie przeciętnego trwania życia mieszkańców tych krajów jak również planowanego w wielu projektach reform systemu emerytalnego wydłużenia wieku uprawniającego do przejścia na emeryturę.
Czy człowiek osiągnie długowieczność? Maris: możemy dożyć nawet 500 lat