Ignorowanie głosów biznesu, opieszałość i nieudolność w uszczelnianiu systemu podatkowego – tak według rządzących można ocenić działania Ministerstwa Finansów na podstawie korespondencji, jaka trafiała do resortu i odpowiedzi udzielanych przez jego urzędników.
Komisja śledcza do spraw VAT jeszcze się na dobre nie rozpędziła, a już widać, że jej pomysłodawcom chodzi o pokazanie nie tylko politycznej, ale i karnej odpowiedzialności urzędników z okresu koalicji PO-PSL. Pierwsze zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa Prawo i Sprawiedliwość złożyło na Andrzeja Parafianowicza, wiceministra finansów w latach 2007–2013, nadzorującego m.in. wywiad skarbowy. Miał się dopuścić przestępstwa urzędniczego, polegającego na nieudolnej i nieefektywnej walce z mafiami podatkowymi. W kierunku udowodnienia podobnych zaniechań rządu PO-PSL pójdzie najprawdopodobniej całe sejmowe śledztwo.

Biznes alarmował

Z naszych ustaleń wynika, że dowodami, które mają pokazać ignorowanie problemu wyłudzeń i oszustw podatkowych, będzie korespondencja, jaka przez lata napływała do resortu finansów. Przedstawiciele biznesu alarmowali i apelowali w niej o pomoc w walce z szarą strefą w branży stalowej czy obrocie paliwami. DGP dotarł do zestawienia pism i odpowiedzi urzędników MF, które zostały przekazane do Prokuratury Regionalnej w Białymstoku. Ta od jesieni 2016 r. prowadzi śledztwo w sprawie tego, jak rząd PO-PSL przeciwdziałał wyłudzeniom VAT. Materiały z prokuratury trafiają też do sejmowej komisji śledczej.
Zestawienie zawiera ponad 100 pism, które takie organizacje jak Polska Organizacja Przemysłu i Handlu Naftowego (POPiHN), Polska Unia Dystrybutorów Stali (PUDS), Izba Gospodarcza Metali Nieżelaznych i Recyklingu (IGMNiR) czy spółka PKN Orlen kierowały do najważniejszych urzędników państwowych: premiera, ministrów finansów, gospodarki, spraw wewnętrznych, szefa służb specjalnych oraz wiceministrów odpowiadających za podatki.
Reklama
Branża stalowa już w 2009 r. alarmowała o nieuczciwej konkurencji na tym rynku. „W związku z gwałtownie rosnącą liczbą przypadków sprzedaży wyrobów stalowych produkowanych w Polsce, a oferowanych poniżej cen rynkowych, a nawet poniżej cen producentów, zarząd PUDS zwraca się do ministra finansów z prośbą o podjęcie natychmiastowego działania. Przypuszczamy, że część firm oferujących nadzwyczajnie tanią polską stal budowlaną wykorzystuje chwilowy brak reakcji organów podatkowych. Możemy szacować, że straty budżetu państwa w 2009 r. wyniosą kilkadziesiąt milionów złotych” – czytamy z piśmie z 16 grudnia 2009 r. do ówczesnego ministra Jacka Rostowskiego.
W jego imieniu odpowiedział Tomasz Tratkiewicz, dyrektor departamentu VAT, wskazując, że przekazane informacje posłużą do wyjaśnienia ewentualnych nieprawidłowości. Wówczas nie było jeszcze odwróconego VAT na złom, który wszedł w życie od kwietnia 2011 r.
„Wprowadzenie mechanizmu reverse charge VAT na złom przyczyni się do marginalizacji zjawisk patologicznych (…). Nie rozwiązuje jednak problemów, które narastały przez lata w związku z opóźnieniem wprowadzenia tej nowelizacji” – napisali w maju 2011 r. przedstawiciele IGMNiR w piśmie do wiceministra finansów Andrzeja Parafianowicza. Maciej Krzewski z departamentu kontroli skarbowych w MF zwracał uwagę, że rozwiązaniem są kontrole podatkowe.
Hutnicza Izba Przemysłowo-Handlowa 31 sierpnia 2012 r. w piśmie do Jacka Rostowskiego alarmowała o „narastającym problemie wyłudzeń w podatku VAT, w związku z obrotem masowymi wyrobami stalowymi”. „(...) występujemy z postulatem dokonania zmian legislacyjnych” – napisali przedstawiciele branży hutniczej. Szef departamentu VAT Tomasz Tratkiewicz odpisał: „Intensyfikacja skoordynowanych działań kontrolnych (...) stanowi najszybszą metodę, w obecnie obowiązującym stanie prawnym”.
Rok później MF wprowadził jednak odwrócony VAT na pręty stalowe. Co ciekawe, opierał się temu rozwiązaniu, podobnie jak w przypadku obejmowania dwa lata wcześniej tym mechanizmem złomu, opozycyjny wówczas PiS.

Paliwo dla oszustów

Ponad 30 pism w latach 2008–2015 do różnych urzędników złożyła POPiHN, która próbowała zwrócić uwagę na narastające problemy w sektorze paliw. Odpowiedź w postaci zmian w prawie na te postulaty pojawiła się dopiero we wrześniu 2013 r. i w 2014 r., m.in. w postaci kaucji gwarancyjnej czy solidarnej odpowiedzialności podatkowej w obrocie paliwami.
POPiHN w swoich dokumentach posiłkowała się zamówionymi analizami m.in. firmy konsultingowej EY na temat szarej strefy. Branża paliwowa próbowała przekonać premiera, ministra finansów i innych członków rządu, że państwo traci miliardy na oszustwach w tym sektorze. POPiHN w piśmie z maja 2013 r. do wiceministra finansów Jacka Kapicy stwierdziła, że „straty budżetu państwa tylko z tytułu nieodprowadzonych podatków od sprzedaży paliw wyniosły w 2012 r. ok. 3 mld zł”. Rok później straty wyniosły już 4,3–5,8 mld zł. POPiHN wskazywała, że kontrole skarbowe nie wystarczają, a kolejny problem to „niewystarczająco poważne traktowanie tego typu przestępczości przez sądy”. „Niestety, jak wynika z obserwacji branży, po zakończeniu kontroli aktywność przestępców ponownie się nasila. Sprzyja temu również to, że często osoby, zatrzymane w wyniku cytowanych kontroli są następnie wypuszczane na wolność za kaucją, a nawet w przypadku doprowadzenia do procesu sądowego, wymierzane kary są niewspółmiernie niskie w stosunku do korzyści, osiąganych w wyniku przestępczości w obrocie paliwami” – czytamy w piśmie z grudnia 2014 r. skierowanym do dyrektora zajmującego się VAT w MF.

Urzędnicy MF replikują

Członkowie kierownictwa resortu finansów z czasów rządów PO-PSL, z którymi rozmawialiśmy, zapewniają, że sygnały nie były lekceważone. – Nie broni się teza, że nie reagowaliśmy. Wprowadziliśmy odwrócony VAT na pręty stalowe przy obstrukcji ówczesnej opozycji. Podobnie było z odwróconym VAT-em na złom. To nie były rozwiązania, które wprowadzało się łatwo nie tylko ze względu na postawę opozycji, ale także konieczność uzgodnień z Komisją Europejską – podkreśla były wiceminister finansów Maciej Grabowski.
W podobny sposób wypowiada się inny z wiceministrów Janusz Cichoń, który podkreśla, że urzędnicy musieli zachować ostrożność. – Te wystąpienia organizacji biznesowych bywały mocno skorelowane z nasileniem akcji kontrolnych. Często było tak, że gdy pojawiały się duże ustalenia, to równocześnie pojawiały się cudowne propozycje rozwiązań legislacyjnych, niekiedy z pomysłem abolicji w tle. Podchodziliśmy do tych propozycji ostrożnie, by nie poddawać się lobbingowi – podkreśla Cichoń. Jego zdaniem krytyka, jaka się przy tej okazji pojawia ze strony PiS, jest bezzasadna. – Z jednej strony czyni się nam nieprawdziwy zarzut, że z zewnątrz przynoszono do resortu ustawy, a z drugiej, że branże przychodzą do nas z propozycjami rozwiązań, których my nie przyjmujemy. Nawet w krytyce trzeba zachować jakiś umiar. Nie lekceważyliśmy żadnych sygnałów – zauważa.
Były szef resortu Jacek Rostowski mówi nam, że nie będzie się odnosił do poszczególnych dokumentów, póki PiS ich nie upubliczni. – Na przykładzie tzw. notatki dla ministra Szczurka sprzed dwóch tygodni widać, że PiS stosuje taktykę kłamstw i insynuacji. Krytykuje ministra za to, że nie wprowadził na sześć miesięcy przed wyborami zmian w niej opisanych. Jednak z czterech najważniejszych zmian w tej notatce PiS wprowadził tylko jedną. I to dopiero w tym roku, choć rządzi już trzy lata! Co więcej, PiS głosował przeciwko innym uszczelniającym zmianom, proponowanym przez przedsiębiorców i wprowadzonym przez nas, lub próbował je opóźnić. Pytam dlaczego i z czyjej inspiracji? – podkreśla Rostowski.
Były szef resortu finansów miał być przesłuchany przed komisją śledczą w październiku. Na razie jednak z tego zrezygnowano.