W czwartkowym stanowisku UA przekazano, iż istnieją "poważne wątpliwości co do zgodności wstępnych wyników ogłoszonych przez komisję wyborczą w DRK z oddanymi głosami". "W związku z tym szefowie państw i rządów wezwali do wstrzymania się z ogłoszeniem ostatecznych wyników wyborów" - podkreślono.

Oświadczenie UA z radością przyjął opozycyjny kandydat Martin Fayulu, który według wstępnych oficjalnych danych przegrał wybory z innym kandydatem opozycji Felixem Tshisekedim. "Dziękujemy Unii Afrykańskiej za jej nieustające wysiłki na rzecz prawdy oraz sprawiedliwości w DRK" - napisał na Twitterze. Powtórzył również wezwanie do ponownego przeliczenia głosów.

Fayulu odwołał się 12 stycznia do sądu od ogłoszonego przez komisję wyniku wyborów prezydenckich. Do piątku sąd ma czas na podjęcie decyzji: może potwierdzić zwycięstwo Tshisekediego, zarządzić ponowne przeliczenie głosów lub rozpisać nowe wybory. Jak zauważa portal BBC, sąd w DRK nigdy wcześniej nie anulował rezultatu głosowania, a wielu sędziów uznawanych jest za bliskich rządzącej partii.

Według kongijskiej komisji wyborczej Tshisekedi miał zdobyć ponad 7 mln z 18 mln oddanych głosów, podczas gdy Fayulu ok. 6,4 mln, a kandydat rządzącej partii, popierany przez dotychczasowego prezydenta DRK Josepha Kabilę, były szef MSW Emmanuel Ramazani Shadary - ok. 4,4 mln. Do zwycięstwa w wyborach prezydenckich w DRK potrzebna jest zwykła większość głosów.

Reklama

Niektóre z mediów, w tym m.in. brytyjski "Financial Times" oraz francuskie radio RFI utrzymują, że z ich informacji wynika, że Tshisekedi nie wygrał wyborów. Zachodnie państwa dotychczas nie pogratulowały mu zwycięstwa - zauważa dpa.

Podobnie twierdzi wpływowy w DRK Kościół katolicki. Oficjalne wyniki wyborów prezydenckich nie zgadzają się z danymi 40 tys. kościelnych obserwatorów głosowania.

Media odnotowują krążące po DRK pogłoski, że Tshisekedi zawarł w grudniu pakt z Kabilą i jego ludźmi o podziale wpływów i nietykalności, co miało mu zapewnić zdobycie władzy.

Podczas wyborów z 30 grudnia obserwatorzy donosili o licznych przypadkach łamania procedur demokratycznych. Oficjalnie w związku z epidemią eboli możliwości głosowania pozbawiono ponad 1 mln osób, a na krótko przed wyborami w magazynie w stolicy kraju Kinszasie spłonęło 7 tys. maszyn do głosowania i urn wyborczych. Władze ograniczyły też dostęp do internetu.

Wybory są jednak szansą na pierwsze pokojowe przekazanie władzy w DRK od uzyskania w 1960 roku niepodległości przez to w ponad 40 proc. katolickie państwo. Kabila rządzi w tym kraju od 18 lat. (PAP)

mobr/ ap/