By nie utknąć z pustą baterią pośrodku autostrady, potrzeba 2 mln punktów ładowania do 2025 r. Dziś jest ich ledwie 100 tys.

Według danych Stowarzyszenia Europejskich Producentów Pojazdów (ACEA) punktów ładowania samochodów elektrycznych w Europie jest obecnie 100 tys. Producenci samochodów i sami konsumenci nowej fali motoryzacji mówią wprost: to o wiele za mało. Okazuje się bowiem, że by zaspokoić potrzeby e-kierowców, europejska sieć ładowarek będzie musiała się zagęścić aż 20-krotnie i to do 2025 r. Oznacza to 1,9 mln punktów ładowania w siedem lat. Dla jednych to wyzwanie, dla innych cel po drodze – tak jak dla liderów motoryzacji na Starym Kontynencie. Na przykład przedstawiciele Grupy Volkswagen mówią wprost: z tej drogi już nie ma odwrotu. VW zapowiedział właśnie inwestycję na 44 mld euro w nową falę w motoryzacji i 50 elektrycznych modeli już w 2025 r. Więcej! Już złożył zamówienie na zestawy bateryjne warte 50 mld euro.

– To pozwoli wyposażyć w baterie 50 mln naszych samochodów – twierdzi Herbert Diess, prezes Volkswagen Group, zakładając, że sieć ładowarek będzie rosnąć w niespotykanym dotąd tempie i dokonywać kolejnych technologicznych przełomów pozwalających naładować nawet 80 proc. baterii w maksymalnie 5 min.

Szycie drogich sieci

Wielu ekspertów, biorąc pod uwagę suche liczby i wyzwania infrastrukturalne, nie ma wątpliwości, że rynek motoryzacyjny doświadczy kilku strukturalnych kryzysów, nim osiągnie względną równowagę pomiędzy liczbą e-aut i stacji ładowania. Szybki rachunek pokazuje, że 1,9 mln punktów w siedem lat oznacza niemal równe 750 punktów uruchamianych codziennie. A to nie wszystko.

Reklama

– Niezaprzeczalny fakt jest taki, że nie możemy pozwolić milionom samochodów elektrycznych jednocześnie na podłączanie i ładowanie (szczególnie podczas popołudniowych szczytów) bez wydania grubych miliardów na modernizację sieci dystrybucyjnej – zaznacza John Massey, dyrektor zarządzający Grey Cells Energy, brytyjskiej firmy zajmującej się zieloną energią.

O jakich kwotach mowa? Analitycy szwajcarskiego UBS oceniają, że w samej Europie potrzeba będzie co najmniej 100 mld euro do 2025 r., by zbudować potrzebną infrastrukturę krytyczną dla segmentu samochodów elektrycznych. Kto ma tego dokonać? Eksperci i rynek wskazują przede wszystkim na państwowe firmy energetyczne, zachęcając je do inwestowania olbrzymich kwot w budowę nowych modeli biznesowych. Tak jest też w Polsce.

– Oczywiście, samochody elektryczne nad Wisłą to temat bardzo mocno infrastrukturalny. Bez głębokich zmian i inwestycji na tym polu nie ruszymy szybko z miejsca. Dlatego angażujemy w ten proces zarówno producentów i dostawców energii, jak i zarządców, właścicieli infrastruktury energetycznej – przyznaje Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii.

– Obecnie posiadanie samochodu elektrycznego w Polsce rodzi anegdotyczne sytuacje, których powinniśmy się strzec. To np. sąsiedzi blokujący ładowanie samochodu za pośrednictwem kabla przeciągniętego z mieszkania. Bo jak go naładować, skoro większość budynków w miastach nie ma przyłączy pozwalających na montaż ładowarki? – dodaje Karol Obiegły, dyrektor operacyjny Volkswagen Group Polska.

Alianse dodają energii

Branża motoryzacyjna nie czeka tu z założonymi rękoma: Volkswagen zapowiedział właśnie budowę sieci ładowarek wokół swoich salonów i przedstawicielstw w Polsce. Pole do popisu jest niemałe: wyliczenia brytyjskiego GoCompare wskazują, że w Polsce są 552 punkty ładowania, z czego 142 to tzw. szybkie ładowarki. Daje to 0,13 stacji na każde 100 km dróg – gorzej jest tylko w Australii. U lidera (w Austrii) na każde 100 km tras przypada aż 23 razy więcej stacji ładowania. To dopiero początek inwestycji w tym kraju – napędzić je mają liderzy europejskiego automotive, Niemcy. Ionity – tak nazywa się ładowarkowy sojusz Volkswagena, Daimlera, BMW i Forda. Jego celem jest stworzenie najpotężniejszej sieci szybkiego ładowania w Europie: planowane jest uruchomienie ok. 400 stacji wielostanowiskowych o dużej mocy, także w Polsce. Całość ma być gotowa już w przyszłym roku.

Volkswagen rozwija też swój projekt przenośnych powerbanków do ładowania. Bo jak twierdzą eksperci VW, wizja ładowania samochodów nocą, na parkingu pod blokiem to mit, logistyczny i finansowy węzeł gordyjski.

Na odsiecz przychodzą niespodziewani sojusznicy.

– Wiemy, jak podwoić liczbę stacji ładowania w Niemczech. Można ten scenariusz kopiować w innych krajach – ogłosili niedawno przedstawiciele firmy Deutsche Telekom, zdradzając swoje plany przekształcenia należących do niej ulicznych skrzynek rozdzielczych, pozostałości po infrastrukturze telefonicznej.

Deutsche Telekom dysponuje siecią aż 12 tys. takich skrzynek w całych Niemczech i to na ich bazie planuje zbudować sieć ładowarek do samochodów, w tym 500 szybkich ładowarek o mocy 100 kW. Resztę stanowić mają jednak urządzenia do 22 kW, ładujące baterię do pełna nawet przez kilkanaście godzin.

Z inną biznesową inicjatywą wychodzi Shell, sugerując, że w perspektywie dekady superszybkie ładowarki (5 min do 80 proc. baterii!) staną na każdej z kilku tysięcy stacji benzynowych koncernu w Europie. To ma być pomysł na wielkie inwestycje przynoszące wielkie zyski po 2030 r. a zarazem ruch przecierający szlaki także w Polsce.

– Nasz plan na najbliższe kwartały to 150 ładowarek elektrycznych o mocy od 50 do 100 kW. Większość z nich będzie dostępna na stacjach Orlenu już w tym roku – mówi Patrycja Klarecka, członek zarządu koncernu. ©℗