Jego główny rywal Atiku Abubakar zażądał jednak natychmiastowego wstrzymania publikowania wyników przez komisję wyborczą, dopóki wszystkim kandydatom nie zostaną przekazane dane o frekwencji, a jego partia uznała podane dotychczas wyniki za "niewłaściwe i nie do zaakceptowania".

Zgodnie z nigeryjskim systemem wyborczym do zwycięstwa w pierwszej turze potrzebna jest nie tylko bezwzględna większość, ale zarazem uzyskanie minimum 25 proc. głosów w co najmniej 24 spośród 36 stanów i dystrykcie stołecznym. Jeśli żaden z kandydatów nie spełni obu tych warunków, konieczna jest druga tura. Z wyliczeń Reutersa wynika, że Buhari uzyskał 57 proc. głosów wobec 40 proc. Abubakara i zdobył niezbędne minimum w poszczególnych stanach, czyli ma już wystarczającą przewagę do zapewnienia sobie zwycięstwa w pierwszej turze.

W wyborach prezydenckich wystartowała rekordowa w historii Nigerii liczba 73 kandydatów, ale realnie w walce o zwycięstwo liczyli się tylko Buhari i Abubakar. Zwycięstwo Buhariego już w pierwszej turze - o ile zostanie oficjalnie potwierdzone - jest pewnym zaskoczeniem, ponieważ sondaże wskazywały raczej na przewagę Abubakara.

76-letni Buhari, emerytowany generał armii, sprawuje urząd prezydenta od 2015 r., ale był też szefem państwa przez niespełna dwa lata (1983-1985) po przeprowadzonym przez armię przewrocie wojskowym. W kampanii wyborczej obiecywał zwalczanie korupcji, naprawę i rozbudowę zaniedbanej sieci dróg i torów kolejowych, a także walkę z dżihadystycznym ugrupowaniem Boko Haram.

Reklama

Abubakar, 72-letni biznesmen działający głównie w sektorze naftowym, a w przeszłości wiceprezydent kraju (1999-2007), mówił przede wszystkim o walce z bezrobociem i ubóstwem. Zapowiedział m.in. prywatyzację sektora naftowego oraz że jego celem będzie podwojenie do 2025 r. nigeryjskiego PKB, które już teraz jest największe w Afryce.

W sobotę 84 miliony uprawnionych do głosowania mieszkańców Nigerii oprócz prezydenta kraju wybierały także parlamentarzystów - 360 członków Izby Reprezentantów i 109 senatorów. Początkowo wybory miały się odbyć tydzień wcześniej, lecz ze względu na problem z dostarczeniem kart do głosowania do wszystkich okręgów zdecydowano o ich przesunięciu.

Wybory - największe jeśli chodzi o liczbę głosujących w Afryce - nie były wolne od przemocy. Według organizacji pozarządowych, od soboty zabitych zostało 47 osób, a od października, gdy oficjalnie zaczęła się kampania - ponad 260. To wprawdzie mniej niż w czasie poprzednich głosowań, ale wówczas większość ofiar śmiertelnych straciła życie już po ogłoszeniu wyników.(PAP)