Szef dyplomacji USA Mike Pompeo, który w czwartek rozpoczął wizytę na Filipinach, oświadczył, że Waszyngton martwi postawa Pekinu w sprawie Morza Południowochińskiego, na którym Chiny ograniczają swobodę nawigacji innym krajom, w tym Filipinom.

Pompeo spotkał się w bazie wojskowej w Manili z prezydentem Filipin Rodrigo Duterte. Na razie nie ma informacji o wspólnej konferencji prasowej, ale sekretarz stanu USA zapowiedział wcześniej, że przedstawi Duterte przebieg szczytu w Hanoi, gdzie prezydent Donald Trump spotkał się z przywódcą Korei Północnej Kim Dzong Unem.

Podczas lotu z Hanoi do Manili Pompeo zapowiedział, że na Filipinach będzie rozmawiał na temat "strategii bezpieczeństwa narodowego", przyjętej przez Stany Zjednoczone w związku z asertywnymi poczynaniami Chin na Morzu Południowochińskim, na którym na sztucznych wyspach budują instalacje wojskowe.

Duterte stara się zacieśniać relacje z Pekinem i zbiega o chińskie inwestycje i fundusze strukturalne, a jego stosunki z amerykańską administracją były jak dotąd bardzo chłodne. Przed spotkaniem z nim Pompeo powiedział, że liczy, iż nawiąże dobry kontakt z prezydentem Filipin oraz szefem tamtejszej dyplomacji Teodoro Locsinem dzięki "długotrwałym i głębokim relacjom między obydwoma krajami".

Chiny roszczą sobie prawa do większości akwenu Morza Południowochińskiego, przez który rocznie transportowane są towary i surowce o szacowanej wartości ponad 5 bln dolarów. Roszczenia terytorialne dotyczą Spratly i Wysp Paracelskich i od lat wywołują konflikty z krajami regionu, głównie z Wietnamem, Filipinami, Brunei i Tajwanem, a także w mniejszym stopniu - z Malezją i Indonezją.

Reklama

>>> Czytaj też: Zimny prysznic dla USA? Ameryka Łacińska stała się kolejną areną nowej zimnej wojny [OPINIA]