Wiosna Roberta Biedronia rozpoczęła akcję, dzięki której mamy poznać płace osób zatrudnionych w instytucjach publicznych. Przedstawiciele ugrupowania chcą wysłać do 8 tys. firm i urzędów wnioski o udostępnienie informacji dotyczącej wysokości wynagrodzeń. Później, na bazie zgromadzonych danych, ma powstać raport, zaś w nowej kadencji Sejmu, o ile Wiosna się do niego dostanie, Biedroń i spółka złożą projekt ustawy o jawności oraz kształtowaniu wynagrodzeń w sektorze budżetowym.
Świetnie, że progresywni liberałowie podjęli temat jawności zarobków w instytucjach publicznych, bo głośna w ostatnich tygodniach sprawa wynagrodzeń w NBP pokazała, że płace w nich nie zawsze są transparentne. Szkoda, że Wiosna ogranicza się do sektora publicznego, bo przejrzystość wynagrodzeń w sektorze prywatnym jest równie istotna.
A jest z nią w Polsce dużo gorzej.
Reklama

Dobry początek

Transparentność w instytucjach finansowanych z podatków nie powinna być kontrowersyjnym zagadnieniem – są utrzymywane z naszych danin, a więc mamy prawo wiedzieć, jak są wynagradzani de facto nasi pracownicy.
Gdy jawności nie ma, to debatę publiczną rozpalają opowieści o kokosach, jakie mają podobno zbijać urzędnicy, które to historie często są nieprawdziwe. Gdyby podatnicy wiedzieli, jak wynagradzani są pracownicy administracji publicznej, to angaż do niej przestałaby być traktowany jako niezasłużony przywilej. Trzeba także pamiętać o tym, że sektor publiczny jest dobrem wspólnym, więc każdy obywatel powinien mieć do niego równy dostęp. Dlatego też musi w nim obowiązywać nie tylko przejrzysta siatka płac, lecz także obiektywne zasady zatrudniania, żeby stanowiska były rozdzielane na podstawie zasług i kompetencji, a nie koneksji i ustosunkowania.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP