Reforma, która zakłada likwidację gimnazjów, rozpoczęła się od ubiegłego roku szkolnego. Uczniowie, którzy w czerwcu 2017 r. skończyli VI klasę szkoły podstawowej, nie poszli do gimnazjów, ale stali się we wrześniu uczniami VII klasy. Rozpoczęło się także stopniowe wygaszanie gimnazjów - zaprzestano do nich rekrutacji. W czerwcu tego roku gimnazja opuści ostatni rocznik kończący klasy trzecie. Od 1 września gimnazjów nie będzie już w ustroju szkolnym.

W internetowej części rozmowy w radiu RMF FM Kaznowska podkreśliła, że warszawski samorząd w tym roku wydał na oświatę 4,42 mld złotych przy 2,75 mld subwencji. Pytana, czy miasto pisze pozew w tej sprawie, Kaznowska odparła, że Warszawa "przygotowuje się do pozwu w sprawie reformy oświaty". "Wydaliśmy dodatkowo 53 miliony złotych na to, żeby zlikwidować gimnazja i przygotować pierwszy etap reformy" - zadeklarowała. Podkreśliła, że ratusz "chce przede wszystkim odzyskać pieniądze warszawiaków". "Odzyskaliśmy 3,5 mln zł złotych, pani Zalewska uznała, że się z nami rozliczyła" - dodała. Pytana, o jaką kwotę miasto będzie walczyło, Kaznowska odparła, że "o całą różnicę, czyli 49 milionów złotych".

W rozmowie padło też pytanie o planowany na poniedziałek strajk nauczycieli. Kaznowska podkreśliła, że zwołany na poniedziałek sztab kryzysowy będzie poświęcony "tylko i wyłącznie egzaminom, które rozpoczynają się w środę". "Sztab przede wszystkim dokona sprawdzenia, ilu mamy nauczycieli w dyspozycji i czy nauczyciele, którzy nie byli zgłoszeni do komisji egzaminacyjnych, ale również nie strajkują, mogą być wykorzystani w szkołach, w których są egzaminy, w komisjach egzaminacyjnych" - powiedziała.

Na piątkowym briefingu Kaznowska poinformowała, że zgodnie z końcowymi wynikami referendum w Warszawie strajk obejmie 321 z 376 szkół. 145 szkół ma być zamkniętych, w 171 uda się zorganizować zajęcia opiekuńcze. Strajk ma też objąć 151 z 351 przedszkoli.

Reklama

"Mamy bardzo wyjątkową sytuację, sytuację, której nie mieliśmy w oświacie od dziesięcioleci" - mówiła Kaznowska. Zaapelowała, by tam, gdzie jest taka możliwość, pracodawcy zgodzili się na przyjście pracowników do pracy z dziećmi. Taka możliwość będzie w ratuszu i spółkach miejskich.

ZNP i FZZ od stycznia prowadzą procedury sporu zbiorowego, przeprowadziły referenda strajkowe. ZNP podało w niedzielę, że w strajku chce wziąć udział 79,5 proc. szkół i przedszkoli w całym kraju. Związkowcy zapowiedzieli, że jeżeli nie dojdzie do porozumienia z rządem, to 8 kwietnia rozpocznie się bezterminowy strajk. Jego termin zbiega się z zaplanowanymi egzaminami zewnętrznymi: 10, 11 i 12 kwietnia ma się odbyć egzamin gimnazjalny, 15, 16 i 17 kwietnia – egzamin ósmoklasisty, a 6 maja powinny się rozpocząć matury.

W piątek wicepremier Beata Szydło zaproponowała unowocześnienie systemu gwarantującego podwyżki wynagrodzeń w oświacie. Rząd podtrzymał także wszystkie dotychczasowe propozycje dla nauczycieli. Unowocześnienie systemu polegałoby m.in. na zwiększeniu pensum nauczycieli, towarzyszyłoby temu zwiększenie wynagrodzeń.

Do propozycji rządu sceptycznie odniósł się szef Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" Ryszard Proksa, wskazując, że oznacza ona zwolnienia nauczycieli. "Na to na pewno się nie zgodzimy" – powiedział. Prezes ZNP Sławomir Broniarz po porannych rozmowach z przedstawicielami rządu stwierdził, że "nie zachodzą żadne przesłanki, które dawałyby związkowi legitymację do dyskusji o wstrzymaniu akcji strajkowej".

ZNP i FZZ wycofały się we wtorek z żądania podwyżki o 1000 zł od stycznia tego roku na rzecz 30-procentowego wzrostu wynagrodzeń. Na środowym briefingu związki poinformowały, że 30-procentowy wzrost wynagrodzeń może być rozłożony na dwie raty.(PAP)