Pech francuskiego Kościoła polegał na tym, że zwalczanie jego nadużyć okazało się idealnym paliwem dla wszystkich partii wspierających III Republikę
Obchody Święta Konstytucji 3 maja miały upłynąć dla opozycji pod znakiem wystąpienia Donalda Tuska. Jednak wykład szefa Rady Europejskiej przyćmiło wystąpienie Leszka Jażdżewskiego, które przez prawicę zostało uznane za wściekle antyklerykalne.
Słowa naczelnego „Liberté” są kolejnym gwoździem do trumny, jaką od dawna przygotowuje katolicyzmowi w kraju nad Wisłą Episkopat. Będzie ona gotowa, gdy Kościół da się sprowadzić do roli przybudówki obozu prawicy, z całych sił uczestnicząc w walce politycznej i oczekując w zamian benefitów oraz przymykania oka przez aparat państwa na nadużycia kleru. Partie opozycyjne uznają wtedy antyklerykalizm za kluczowe spoiwo łączące je ponad podziałami. Wieko tej trumny zatrzaśnie się, kiedy prawica w końcu przegra wybory.
Jak łatwo mogą politycy w demokratycznym, choć głęboko podzielonym kraju złamać potęgę Kościoła, przekonano się we Francji na początku ubiegłego stulecia.

Ostatnia katedra

Reklama
Po druzgocącej klęsce Napoleona III pod Sedanem niemieckie wojska w połowie września 1870 r. obległy Paryż. Cesarstwo waliło się, demokraci proklamowali III Republikę. W tych dniach przemysłowcy Alexandre Legentil i Hubert Rohault de Fleury złożyli przysięgę, że jeśli Francja wyjdzie obronną ręką z katastrofy, to aby wyrazić wdzięczność Zbawcy, doprowadzą do wybudowania na górującym nad Paryżem wzgórzu Montmartre wspaniałej katedry.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP