Rząd centralny ChRL zdaje się tracić cierpliwość w związku z trwającymi od kwietnia protestami w Hongkongu, nasilając obawy o interwencję wojskową w regionie. Większość komentatorów ocenia, że miałaby ona katastrofalne skutki i dla Hongkongu, i dla Chin.

Dziennik „Renmin Ribao”, główny organ prasowy Komunistycznej Partii Chin (KPCh), opublikował w ubiegłym tygodniu na pierwszych stronach sześć artykułów na temat Hongkongu. Według obserwatorów ukazuje to olbrzymie zaniepokojenie Pekinu i świadczy o tym, że władze centralne uznają obecną sytuację za głęboki kryzys.

Tymczasem chińskie biuro ds. Hongkongu i Makau - najwyższy rządowy organ odpowiedzialny za zarządzanie tymi specjalnymi regionami administracyjnymi ChRL – trzykrotnie wypowiadało się na temat obecnej sytuacji na konferencjach prasowych, za każdym razem zaostrzając retorykę.

Na pierwszej konferencji pod koniec lipca rzecznik biura wyraził poparcie dla policji i szefowej administracji Hongkongu Carrie Lam, a na kolejnej porównał protesty do „kolorowej rewolucji”, ocenił, że stoją za nimi antychińskie siły i ostrzegł, że „kto igra z ogniem, zostanie poparzony”. Na ostatniej konferencji w poniedziałek biuro dopatrzyło się natomiast w demonstracjach „oznak terroryzmu”.

Na początku sierpnia garnizon Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (ALW) opublikował promocyjny klip, na którym żołnierze ćwiczyli m.in. rozganianie ulicznych protestów. Dowódca garnizonu Chen Daoxiang oświadczył, że wojsko jest „zdeterminowane, by bronić suwerenności kraju oraz bezpieczeństwa, stabilności i dobrobytu Hongkongu”.

Reklama

Wielu ekspertów ocenia jednak, że pacyfikacja protestów przy użyciu wojska jest mało prawdopodobna ze względu na olbrzymie ryzyko, zarówno dla wizerunku, jak i gospodarki Chin. „To byłaby katastrofa dla Chin i oczywiście dla Hongkongu” - powiedział we wtorek BBC ostatni kolonialny gubernator Hongkongu Chris Patten. Wezwał również przewodniczącego ChRL Xi Jinpinga, aby znalazł sposób na pogodzenie mieszkańców regionu.

„Pekin chce użyć groźby wysłania ALW czy innej bezpośredniej interwencji, by spróbować odstraszyć protestujących (…) Jednak biorąc pod uwagę wysoki poziom ryzyka operacyjnego oraz zagrożenie dla reputacji i gospodarki Chin, wysłanie ALW byłoby niebezpiecznym krokiem” - ocenił cytowany we wtorek przez AFP badacz z Lowy Institute w Sydney Ben Bland.

Ewentualne użycie wojska w Hongkongu przypominałoby hongkońskiej i światowej opinii publicznej krwawe stłumienie demokratycznych protestów na placu Tiananmen w Pekinie w 1989 roku. Zdaniem AFP skutki podobnej interwencji w Hongkongu byłyby jednak o wiele poważniejsze, m.in. dlatego, że ujęcia chińskich żołnierzy czy oddziałów prewencyjnych policji byłyby na żywo transmitowane na całym świecie.

Bezpośrednia interwencja w Hongkongu niesie również poważne ryzyko dla długoterminowego planu chińskich władz dotyczących pokojowego zjednoczenia Chin kontynentalnych z Tajwanem. Użycie wojska przeciwko demonstrantom mogłoby znacznie zwiększyć popularność partii proniepodległościowej przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi na wyspie, zaplanowanym na początek 2020 roku.

Jeden z uczestników protestów w Hongkongu ocenił w rozmowie z PAP, że jeśli hongkońska policja nie zdoła powstrzymać demonstracji, może dojść do użycia wojska. „Sądzimy, że coś podobnego do (stłumienia protestów na placu Tiananmen) 4 czerwca 1989 roku może się powtórzyć w Hongkongu. Szczerze mówiąc, wielu z nas nie jest zastraszonych taką możliwością. Hongkończycy mają pewną wybitną cechę: nigdy nie uginamy się pod tyranią czy opresją, prawie jak męczennicy” - oświadczył.

Zdaniem politologa z Uniwersytetu Chińskiego w Hongkongu Willy’ego Lama Pekin mógłby użyć bardziej zakamuflowanych metod, by wysłać do regionu swoich żołnierzy czy policjantów. „Nosiliby mundury policji Hongkongu, więc nie byłaby to formalna misja” - powiedział Lam, cytowany przez AFP. Hongkońskie władze dementowały pogłoski, że żołnierze ALW lub inne osoby z Chin kontynentalnych zostały wysłane na ulice miasta jako funkcjonariusze policji Hongkongu lub jako wsparcie dla nich. W rządowych komunikatach określono takie doniesienia jako „całkowicie bezpodstawne”.

>>> Czytaj też: Waluta na czas kryzysu. Inwestorzy windują ceny japońskiego jena