Komisja wyborcza ogłosiła na razie tylko częściowe wyniki po przeliczeniu 44 proc. głosów, ale izraelskie media podają pełniejsze rezultaty, które nie zostały jeszcze opublikowane przez władze.

Według mediów po zliczeniu ponad 92 proc. głosów dwie największe partie zdobyły po 32 mandaty w 120-miejscowym Knesecie i nie są w stanie, nawet ze swoimi potencjalnymi sojusznikami, przekroczyć progu 61 mandatów, żeby stworzyć większościową koalicję rządową.

"Po raz pierwszy od dziesięciu lat istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że Netanjahu nie będzie już premierem państwa Izrael" - zauważa w rozesłanym mediom, w tym PAP, komentarzu szef Izraelskiego Instytutu Demokracji (IDI) z siedzibą w Jerozolimie Johanan Plesner. Wskazuje, że mogą minąć dni, a może tygodnie, zanim zostanie wyłoniony szef rządu. "Jest to bezprecedensowa sytuacja, gdyż ani Netanjahu, ani Gantz nie mają większości 61 głosów. Tak więc obaj kandydaci będą próbowali zebrać większość" - dodaje.

Zjednoczona Lista partii arabskich zdobyła 12 mandatów i mogłaby stać się trzecią siłą polityczną w Knesecie, ale nie rozgrywającą; partie arabskie nigdy bowiem nie weszły do żadnego rządu. Według Plesnera "mało prawdopodobne jest, aby partie arabskie przystąpiły do koalicji". Ekspert zwrócił wszelako uwagę, że we wtorkowych wyborach "wyraźnie byliśmy świadkami silnego wzrostu udziału mniejszości arabskiej z ok. 49 proc. (w kwietniu) do ok. 62-63 proc.". "To pokazuje, że ludność arabska zmieniła swoje zachowanie polityczne z prawdziwej apatii cztery miesiące temu na wysoki poziom zaangażowania tym razem" - ocenił.

Reklama

Co prawda ma czwartym miejscu uplasowało się ugrupowanie Nasz Dom Izrael (Israel Beitenu) byłego ministra obrony Awigdora Liebermana, uzyskując dziewięć mandatów, ale to właśnie ono jest - jak wskazuje agencja Associated Press - "czynnikiem decydującym".

Lieberman, który zaapelował we wtorek o powołanie świeckiego rządu jedności narodowej z udziałem jego partii oraz dwóch największych ugrupowań: Likudu i Niebiesko-Białych, może stać się faktycznie bardzo wpływową osobą - podkreślają media i komentatorzy. Chociaż wyniki wciąż napływają, Lieberman zaznaczył, że ogólny obraz już raczej nie ulegnie zmianie. Chce on powstania świeckiego liberalnego rządu pozbawionego religijnych i ultraortodoksyjnych sojuszników, na których od dawna polegał premier Netanjahu. "Jest jedna i jedyna opcja: rząd jedności narodowej, który jest szeroki i liberalny, a my nie przyłączymy się do żadnej innej opcji" - podkreślił Lieberman. Może to oznaczać poważne kłopoty dla dalszych długich rządów Netanjahu - zauważa AP.

Lieberman, niegdyś szef sztabu Netanjahu, zajmował szereg wysokich stanowisk rządowych. Ale był także rywalem i wielokrotnym krytykiem "Bibiego", jak popularnie w Izraelu nazywany jest Netanjahu. Urodzony w Mołdawii Lieberman zaczął pracować jako czołowy doradca Netanjahu w latach 90., zanim rozpoczął własną karierę polityczną jako nacjonalista i wyraziciel poglądów imigrantów z b. ZSRR., takich jak on sam. Ale w ub.r. zrezygnował ze stanowiska ministra obrony, ponieważ Netanjahu wciąż blokował jego plany ostrego uderzenia na radykalny palestyński Hamas w Strefie Gazy. Lieberman stracił szansę powrotu na to stanowisko po kwietniowych wyborach, odmawiając przyłączenia się do powstającej koalicji Netanjahu i przyczyniając się tym samym do rozpisania nowych wyborów. Zakładając, że Lieberman nie zmienił zdania, Netanjahu może być skończony jako premier Izraela - wskazuje AP.

Lieberman jest teraz "filarem", najważniejszą osobą - napisał w dzienniku "Jedijot Achronot" wybitny publicysta Nahum Barnea. "Nie sądzę, aby ktokolwiek był gotów zaryzykować trzecie wybory, nawet dla Netanjahu - zaznaczył. - Może nadszedł czas pożegnania".

W Izraelu po wyborach prezydent konsultuje się z poszczególnymi partiami, które dostały się do Knesetu i które rekomendują konkretnego polityka na szefa rządu. Partie arabskie, wrogo nastawione do obecnego premiera, zapowiedziały już, że sprzeciwią się nominacji Netanjahu na stanowisko premiera, ale nie potwierdziły, czy poprą nominację Gantza.

Z kolei były szef sztabu generalnego Gantz wykluczył koalicję z Likudem pod wodzą Netanjahu w czasie, gdy w najbliższych tygodniach może dojść do oskarżenia premiera w trzech sprawach korupcyjnych. W tych okolicznościach pojawiła się perspektywa, że ktoś mógłby zastąpić Netanjahu na stanowisku szefa Likudu, ale większość wysokich rangą urzędników i członków tej partii obiecała stać murem za swoim liderem.

Plesner zwraca wszelako uwagę, że w Likudzie "mogą nastąpić zmiany". "Nowy szef Likudu może być w stanie utworzyć rząd z Niebiesko-Białymi, a wtedy prawdopodobnie będziemy świadkami wyniku rotacji na stanowisku premiera między Gantzem a kimkolwiek, kogo Likud wybierze. Wkrótce wkroczymy w okres niepewności politycznej" - wieszczy ekspert.

W środę rano Gantz poinformował, że zaczął już pracę nad formowaniem "rządu jedności", ale poprosił o cierpliwość do czasu ogłoszenia oficjalnych wyników, najpewniej w czwartek.

Jak podkreślają komentatorzy, piłka jest teraz po stronie prezydenta Reuwena Riwlina, który ma nominować kandydata na premiera - osobę mającą według niego największe szanse na utworzenie stabilnej koalicji.

>>> Czytaj też: Bloomberg: Dlaczego Trump milczy ws. izraelskich planów aneksji terytoriów palestyńskich? [OPINIA]