ikona lupy />
Siostry Kardashian / ShutterStock

Owszem, dziesięciolecia outsourcingu produkcji odzieży do krajów azjatyckich, gdzie płace pozostają wciąż na jednych z najniższych na świecie wysokości, zrobiły swoje. Ale okazuje się, że takie miejsca można równie dobrze znaleźć w... USA.

Nawet fakt, że w ostatnich latach przemysł odzieżowy w Stanach znacznie się skurczył, fabryki odzieży pozostają jego całkiem sporą częścią – tak wynika ze śledztwa dziennikarskiego przeprowadzonego przez „New York Times”. Dziennikarze przyjrzeli się kalifornijskiej firmie Fashion Nova znanej z błyskawicznego kopiowania strojów, jakie noszą celebrytki i celebryci oraz z nadmiernie seksualizujących reklam publikowanych na Instagramie. Szybka reakcja to sukces? Wygląda na to, że tak – jeśli Kim Kardashian albo Cardi B pojawia się publicznie, to niemal od razu możemy kupić sobie tanie odpowiedniki ich stylizacji – właśnie przez zakupy w Fashion Nova. Tylko że tempo ma swoje koszty i żeby nadążać za celebrytkami, firma zleca przygotowanie ubrań w USA, najwięcej zaś w Los Angeles.

Reklama

Tania moda to czyjaś tania praca

Nie inaczej jest w przypadku Fashion Nova. Times podał, że amerykański Departament Pracy przeprowadził dochodzenie między 2016 a 2019 rokiem, które wykazało, że szwaczki zatrudnione w Fashion Nova zarabiały zaledwie 2,77 dolara na godzinę. Minimalna płaca w Kalifornii wynosi obecnie 12 dolarów za godzinę dla pracodawcy, która zatrudnia 26 i więcej pracowników. Ile w tej sytuacji oszczędza firma na pracy pracowników? Szacuje się, że w grę wchodzi zaległe 3,8 mln dolarów. Jedna z pracownic Fashion Nova pracująca w fabryce Coco Love powiedziała dziennikarzom Timesa, że za każdą część uszytego przez siebie ubrania zarabia zaledwie kilka centów, np. za doszycie rękawa – 4 centy. Aby zarobić średnio około 270 dolarów tygodniowo, musiała pracować 7 dni w tygodniu w odrażających warunkach. „Były karaluchy, były szczury. Warunki nie były dobre” , cytuje kobietę Times.

Fashion Nova zaprzecza – ale czego innego się spodziewaliśmy?

W Los Angeles jest wiele fabryk znanych z tego, że zatrudniają za śmiesznie niską pensję. Departament pracy doszukał się naruszeń praw pracowniczych w fabrykach należących do bardzo znanych marek, takich jak Forever 21, TJ Maxx czy Ross Dress for Less. Wielu pracowników i wiele pracowniczek jest zatrudnionych na czarno, co jednocześnie wiąże im ręce, bo nie mogą poskarżyć się władzom na złe traktowanie.

Zdarza się też, że dana firma nie podpisuje umowy z fabryką, tylko z pośrednikiem, który projektuje ubranie, a następnie sam wynajmuje fabrykę i zajmuje się produkcją. Dzięki takiemu systemowi, detalista koncentruje się na marketingu i sprzedaży. Prawo federalne z kolei jest skierowane przeciwko firmom, które zatrudniają pracowników bezpośrednio, ale jak zauważa gazeta, wprawdzie Departament Pracy zbiera miliony zaległych wynagrodzeń i kar od firm odzieżowych w Los Angeles, ale nadal nie ukarał żadnego detalisty.

To wszystko zresztą pozwala firmom detalicznym utrzymywać, że o niczym nie wiedzą i że nie ponoszą odpowiedzialności za krzywdząco niskie płace. Problem w tym, że według związków zawodowych i innych ekspertów, to właśnie detaliści mają największą władzę, także w USA. Ruben Rosalez z Departamentu Pracy powiedział jeszcze w 2016 roku: „Detaliści ustalają ceny. Mówią: Zrób tę koszulę za tę kwotę", a na końcu tego łańcucha stoją pracownicy – i ten łańcuch dusi właśnie ich”.

>>> Czytaj też: Merytokracja to mit. Ukryty elitaryzm cementuje nierówności