Według wszelkich informacji amerykański rząd nie był zaangażowany w niedawną i nieudaną próbę obalenia prezydenta Wenezueli Nicolasa Maduro. Ktoś może mieć nadzieję, że CIA poradziłaby sobie lepiej z tym zadaniem, niż wynikało to z groteskowego schematu, którego wypierała się wenezuelska opozycja, spenetrowana przez siły reżimu Maduro.

Niemniej ten trywialny epizod zachęca nas do poważnego przemyślenia roli tajnych operacji USA i zmian reżimów w innych krajach przez Amerykę. Tak jak kiedyś Stany Zjednoczone podważały lub obalały nieprzyjazne reżimy w czasie zimnej wojny, tak teraz może się okazać, że podobne metody, w dobie rywalizacji z Chinami, powrócą do łask w polityce Waszyngtonu. Przy tej okazji trzeba jednak zrobić poważne zastrzeżenie: historia pokazuje nam, że o ile tajne operacje czasami mogą być efektywnym kosztowo narzędziem w ramach rywalizacji, to są jednocześnie obarczone dużym ryzykiem i zmuszają do głębokich kompromisów moralnych.

Rozkwit tajnych operacji w dobie zimnej wojny

Tajne operacje rozwinęły się na dobre w drugiej połowie XX wieku w dobie zimnej wojny. Pod koniec lat 40., gdy powołano Centralną Agencję Wywiadowczą (CIA) oraz Radę Bezpieczeństwa Narodowego, USA zaczęły rozwijać globalną zdolność do interwencji pod osłoną tajemnicy. W ciągu kolejnych dekad Ameryka próbowała destabilizować lub zastępować liczne rządy na świecie, które zsuwały się w sowiecką strefę wpływów. Próbowano także łagodzić podatność różnych krajów na wpływ komunizmu. USA nie robiły tego bezinteresownie lub tylko po to, aby chronić swoje inwestycje za granicą. Otóż Waszyngton uciekał się do tajnych operacji wpływu, ponieważ amerykańscy przywódcy uważali, że równowaga geopolityczna jest delikatna, zaś USA potrzebowały niedrogich metod rywalizacji wzdłuż globalnych peryferii. A ponieważ walka z bezwzględnym wrogiem, która często odbywa się w krajach trzeciego świata, może wymagać brudnych metod, Ameryka musi być w stanie robić to w cichy i nie dający możliwości identyfikacji źródła sposób.

Reklama

W latach 50. XX wieku CIA obaliła lub pomogła obalić rządy w Gwatemali i w Iranie. W większości przypadków USA podważały rządy komunistyczne lub przedstawicieli innych reżimów autorytarnych, ale także brały na cel przywódców wybranych w demokratycznych wyborach, takich jak pochodzący z Chile Salvador Allende, który zajął w ocenie USA niewłaściwą stronę w zimnowojennym sporze. „Mierzymy się nieprzejednanym wrogiem, którego celem jest dominacja nad światem” – można było przeczytać w tajnym raporcie o operacjach CIA przeprowadzonych w 1954 roku. „W tej grze nie ma zasad. Dotychczasowe normy ludzkiego zachowania nie obowiązują”. Tego rodzaju stwierdzenia pokazują, dlaczego tajne operacje wprawiają w zakłopotanie, a nawet są moralnie naganne dla wielu Amerykanów. W latach 70. CIA musiała się mierzyć z dużą falą krytyki, gdy na światło dzienne wyszły pewne informacje o jej roli w Chile oraz próbach doprowadzenia do zamachów na zagranicznych przywódców.

Po zakończeniu zimnej wojny tajne operacje straciły na znaczeniu. Jak wynika z opublikowanych raportów, USA szukały możliwości ukrytych działań, które miałyby na celu obalenie irackiego przywódcy Saddama Husseina oraz innych amerykańskich wrogów. Niemniej brak zagrożenia ze strony ZSRR sprawiał, że geopolityczne imperatywy rywalizacji o wpływy stały się mniej naglące.

Po zakończeniu zimnej wojny rozprzestrzenienie się demokracji oraz pojawienie się jawnych narzędzi wpływu, takich jak np. quasiautonomiczny National Endowment for Democracy, dały USA mniej dwuznaczne moralnie sposoby osiągania politycznych celów. Po co organizować specjalne akcje w Gruzji lub na Ukrainie, kiedy Waszyngton mógł wysłać tam organizacje pozarządowe i grupy monitorujące przeprowadzanie wyborów? Tak jak ujął to Allen Weinstein, założyciel National Endowment For Democracy, „Wiele z tego, co robimy dziś, 25 lat temu potajemnie robiło CIA”.

Obecnie jednak już nie jest tak łatwo. Amerykanie nie mogą już dłużej zakładać nadejścia bardziej demokratycznego i przyjaznego świata. Rywalizacja USA z Chinami (i w mniejszym stopniu z Rosją) ulega coraz większej intensyfikacji i rozprzestrzenia się w sensie geograficznym. Za kilka lat może się okazać, że Waszyngton będzie desperacko potrzebował tajnych operacji, które sprawią, że niektóre ważne kraje w Afryce Subsaharyjskiej, na Bliskim Wschodzie lub w Azji Południowo-Wschodniej nie sprzymierzą się z Pekinem.

Jeśli taki pogląd wydaje się zbyt daleko idący, wystarczy zastanowić się, jak bardzo rywalizacja chińsko-amerykańska wyeskalowała w ciągu ostatnich trzech lat oraz dokąd może nas zaprowadzić ta trajektoria w ciągu najbliższej dekady. Warto też sobie przypomnieć, że amerykańscy decydenci pod koniec lat 40. XX wieku prawdopodobnie nigdy się nie spodziewali, że ćwierć dekady później Ameryka będzie prowadzić skomplikowaną operację w Angoli. Jedna z ponadczasowych zasad polityki międzynarodowej głosi, że w wyniku rywalizacji strategicznej różne państwa zajmują takie pozycje, których początkowo nie spodziewały się lub nie chciały zajmować.

Ale czy tajne operacje to w ogóle dobry pomysł? Niektórzy analitycy uważają, że takie działania rzadko się sprawdzają i powinno się ich unikać, ale prawdopodobnie nie mają do końca racji. Różne państwa zazwyczaj uciekają się do tajnych interwencji wtedy, gdy inne opcje albo zawiodły, albo okazały się niepożądane, zatem początkowe prawdopodobieństwo sukcesu i tak jest niskie. Niezależnie od tych wad związanych z tajnymi interwencjami, USA w kilku przypadkach uzyskały dzięki nim dużą przewagę strategiczną.

Pod koniec lat 40. XX wieku ukryte wsparcie dla demokratycznych polityków we Włoszech odegrało niepozorną, ale ważną rolę w umacnianiu tego kraju w obliczu komunistycznych wyzwań. Z kolei nieco później, w 1953 roku za cenę „wynajęcia” tłumów, USA ułatwiły obalenie premiera Iranu Mohammeda Mossadegha, co pozwoliło zabezpieczyć amerykańskie interesy na tej strategicznej flance w Zatoce Perskiej na 25 lat. Wsparcie ze strony CIA pomogło indonezyjskim wojskowym w skonsolidowaniu władzy po tym, jak wojsko obaliło coraz bardziej antyamerykańskiego prezydenta Sukarno w 1965 roku. Pozwoliło to Ameryce na uniknięcie sytuacji, w której najważniejszy kraj Azji Południowo-Wschodniej staje się wrogi.

W latach 70. XXX wieku, gdy państwa Trzeciego Świata pogrążały się w ideologicznym radykalizmie, a USA doświadczały politycznego „kaca” po wojnie w Wietnamie, tajne operacje były kluczowe dla utrzymania pozycji. Wreszcie w latach 80. XX wieku administracja Ronalda Reagana przeprowadziła szeroką ofensywę tajnych operacji wpływu, wywierając duży nacisk na sowieckich klientów w Afganistanie, Nikaragui czy Angoli. Dzięki temu USA zwiększyły koszty globalnej obecności ZSRR. Bez tajnych operacji wpływu Ameryka mogła nie wygrać zimnej wojny.

Ciemne strony tajnych operacji

Niestety część historii o tajnych operacjach wpływu ma też swoje ciemne strony. USA, pomagając indonezyjskim wojskowym w 1965 roku, zaangażowały się w straszliwą przemoc, w wyniku której zginęło pół miliona osób. Ceną, jaką USA ostatecznie zapłaciły za spiskowanie przeciw Mohammedowi Mossadeghowi i za wspieranie szacha Iranu, była wrogość antyamerykańskiego reżimu, który nastał w 1979 roku. Stany Zjednoczone wspierały kilka szlachetnych osób, które walczyły z reżimami komunistycznymi w latach 80. XX wieku, ale też udzieliły wsparcia wielu bardzo nieciekawym osobom, w tym takim, które odegrały ważną rolę w rozkwicie międzynarodowego dżihadu. Z kolei przy okazji destabilizacji rządów Salvadora Allende na początku lat 70. XX wieku USA przyczyniły się do „gaszenia” chilijskiej demokracji prawie przez dwie dekady.

W przypadku przeprowadzania tajnych operacji trudno być wybrednym co do partnerów oraz stosowanych przez nich metod, co może stworzyć moralną dwuznaczność dla demokratycznego supermocarstwa. Przekonanie, że prawie wszystko byłoby lepsze, niż wzrost znaczenia komunizmu, doprowadziło USA do wspierania reżimów autorytarnych czy działań wspierających próby zamachu na zagranicznych przywódców, takich jak Patrice Lumumba w Kongo czy Fidel Castro na Kubie. Gdy działania te dochodziły do skutku, to w wyniku tajnych operacji wpływu dochodziło do wzrostu antyamerykanizmu w państwach Trzeciego Świata.

Co więcej, ponieważ tajne operacje są działaniami wysokiego ryzyka, to mogą również w spektakularny sposób zaszkodzić autorom określonych działań. USA w latach 50. XX wieku, próbując w nieskutecznych sposób stworzyć ruch separatystyczny przeciw rządowi Sukarno, stworzyły cały szereg problemów. Fiasko działań w Zatoce Świń w 1961 roku popchnęły Fidela Castro do podjęcia własnej ofensywy tajnych operacji, których celem było obalenie amerykańskich sojuszników w państwach Ameryki Łacińskiej. Kolejną konsekwencją tych działań było skłonienie Nikity Chruszczowa do rozmieszczenia rakiet nuklearnych na Kubie, co doprowadziło do najbardziej niebezpiecznego kryzysu w czasie zimnej wojny.

Jedną z tragedii rywalizacji geopolitycznej jest sytuacja, w której mocarstwa muszą często mierzyć się z nieprzyjemnymi wyborami. Alternatywą wobec działań o złych skutkach są takie działania, które mają jeszcze gorsze skutki, zarówno pod względem moralnym jak i strategicznym. Właśnie dlatego w czasie zimnej wojny USA uciekały się do działań zakulisowych i dlatego też tajne operacje mogą okazać się użyteczne w przyszłości. Niemniej historia pokazuje nam, że działania tego rodzaju nie są lekarstwem na wszystkie geopolityczne wyzwania danego kraju. W niektórych przypadkach działania zakulisowe mogą prowadzić do tragedii.

>>> Czytaj też: Pandemia nie zawiesza geopolityki. Chiny i Rosja chętnie wykorzystają słabość USA