● Ostro krytykujecie projekt nowej polityki energetycznej Polski do 2030 roku. Dlaczego?
- Zarzutów mamy sporo. Z dokumentu wynika, że po 2020 roku nastąpi wzrost emisji gazów cieplarnianych, co wydaje się bardzo dyskusyjne, nie ma w nim natomiast ani słowa oceny wpływu na środowisko składowania CO2 pod ziemią. Jednak najbardziej niepokojące jest to, że w dokumencie nie ma żadnej hierarchii celów, że jest zrobiony na zasadzie: dla każdego coś miłego. A już skandalem jest, że nawet nie zakończyły się konsultacje społeczne tego dokumentu, a rząd utworzył stanowisko pełnomocnika do spraw energetyki jądrowej, który ma przygotować program jej rozwoju. Rozumiem, że Francja poparła nasze starania o darmowe uprawnienia do emisji CO2 dla energetyki po 2012 roku, a my się chcemy zrewanżować przywilejami w programie jądrowym, ale czy to jest polityka energetyczna?
● Macie alternatywne propozycje?
- Przygotowujemy alternatywną politykę energetyczną. Zostanie opublikowana w czerwcu. Elektrownie jądrowe są niepotrzebne przynajmniej do 2030 roku. Dzięki wzrostowi efektywności wykorzystania energii, jej oszczędzaniu i rozwojowi odnawialnych źródeł można zaspokoić potrzeby energetyczne Polski przynajmniej do 2030 roku. Elektrownie atomowe nie są opcją dla polityki energetycznej państwa. Ze względu na fatalny stan sieci na terenach wiejskich zamiast napięcia 220-230 V jest 180-190 V i żadne nowoczesne maszyny tam nie działają. Poprawić można to szybko tylko dzięki małym źródłom mocy, bo buduje się je 2-3 lata, a duże elektrownie węglowe 5-7 lat. Zaraz ktoś powie, że energia odnawialna jest droższa niż konwencjonalna, ale to jest plus, bo wymusza oszczędzanie. Nasza gospodarka jest około trzy razy bardziej energochłonna niż gospodarki starej Unii. Marnujemy olbrzymie zasoby energii.
Reklama
● Jest ryzyko, że polityka energetyczna Polski stanie się stertą papieru, do której nikt nie będzie przywiązywał wagi?
- Obawiam się tego. Sugerujemy, żeby została powołana Agencja do spraw Energii i Klimatu. Teraz rozproszenie kompetencji jest straszne. Negocjacje prowadzi Urząd Komitetu Integracji Europejskiej, za sprawy klimatyczne odpowiada Ministerstwo Środowiska, a za energetykę Ministerstwo Gospodarki. Pieniądze unijne na projekty w tych obszarach trzyma Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, a częściowo i Ministerstwo Rolnictwa. Taki konglomerat nie może poprawnie działać. Bez takiej Agencji nie widzę też szans na zmianę podejścia do wielkiej energetyki, która jest hołubiona przez władze. Rząd działa często w imieniu tej branży, a nie gospodarki. To nie jest to samo. No i sądzę, że taka instytucja byłaby bardzie obiektywna, no bo gdzie jest teraz napisane, że energetyka jądrowa oznacza utratę miejsc pracy dla górników? Wprost nigdzie, a wynika to z projektu polityki energetycznej.