Scenariuszem najmniej prawdopodobnym jest zejście WIG20 poniżej 1700 pkt. i zakończenia skróconego tygodnia na poziomach z poniedziałku. Wszystko wskazuje na to, że już szósty tydzień z rzędu indeksy będą rosły.

Środa na amerykańskich rynkach przebiegła całkowicie inaczej niż handel w Europie. Indeksy w trakcie sesji wyrysowały na wykresach literę „W’. Fazy złych i dobrych nastrojów występowały aż cztery razy, ale końcówka należała do byków, które przy dużych obrotach zaliczyły bardzo dobry dzień.

Fale optymizmu i pesymizmu były po kolei generowane przez informacje o kolejnej miliardowej rządowej pomocy dla firm ubezpieczeniowych, a następnie korygowaniem ich, że nawet jeżeli pomoc będzie to i tak w ramach już asygnowanych środków. W takiej sytuacji trudno nie odnieść wrażenia, że graczom wystarczy już naprawdę najbanalniejszy powód żeby tylko kupować akcje i kontynuować wzrosty. Pozytywne zakończenie sesji w Stanach bardzo spodobało się rynkom azjatyckim gdzie przeważały 3-4 proc. wzrosty. Jedynie rynek chiński miał kłopoty z wyjściem na plusy.

Wczorajsze wydarzenia na warszawskim parkiecie przebiegały jak fabuła dobrego filmu sensacyjnego. Rozpoczęliśmy niewielkim spadkiem od wyznaczenia nowych tygodniowych minimów. Podobnie zachowały się pozostałe europejskie parkiety. Minusy, zwłaszcza na GPW, szybko przeszły do historii i popyt odzyskał kontrolę na rynkiem umieszczając WIG20 powyżej poziomu 1650 pkt. które były marcowymi maksimami. Analogicznej siły ciężko było się doszukać w zachodnich giełdach, ale i tam nastroje powoli się poprawiały. Najciekawsze działo się dopiero w drugiej części dnia.

Reklama

Po wyjściu na plusy WIG20 przez dwie godziny utrzymywał się w stabilizacji, którą przerwał mocny atak popytu. Podaż była na tyle bierna i niewielka, że WIG20 znalazł się na 4 procentowych plusach a główną lokomotywą wzrostów był banki. Rynek mimo tak dużej zwyżki wcale nie zamierzał odpuścić i szybko przeszedł do fazy euforycznych wzrostów, po których nasz parkiet z 5 procentowa zwyżką był najsilniejszy w Europie.

Zachodnie rynki również spisywały się coraz lepiej, chociaż tam sukcesem było dojście do niewielkich wzrostów. Na krajowym rynku sprzedający do samego końca nie mieli nic do powiedzenia i w konsekwencji indeks po fixingu znalazł się przy poziomach maksymalnych. Do osiągnięcia poziomów z początku roku brakuje już tylko kilkunastu punktów.