Dziś dla naszej giełdy będzie test, czy taka atmosfera wciąż trwa. Z jednej strony, mamy wyraźną przecenę na amerykańskim parkiecie, który osiągnął najniższy poziom od 4 maja. Z drugiej strony, słabsze od najostrożniejszych prognoz zyski wykazał PKO BP. Te dwa czynniki powinny ciążyć naszemu parkietowi, tym bardziej, że w ostatnich dniach wykazywał już oznaki „zmęczenia” zwyżką.

Dlatego dziś realne jest testowanie krótkoterminowego wsparcia, jakim dla WIG jest bariera 29 tys. pkt. Po zamknięciu poniżej niej z większą pewnością można będzie mówić o rozpoczęciu korekty wielotygodniowych wzrostów. Jej przebieg jest jednak trudny dziś do określenia. W bazowym scenariuszu zakładamy, że o tegorocznym bilansie zadecyduje II połowa roku i to, czy gospodarki i spółki zdołają sprostać wygórowanym oczekiwaniom inwestorów.

To zaś oznaczałoby, że jeszcze przez kilka tygodni rynki akcji powinny być w miarę bezpieczne i opierać się mocnemu spadkowi. Równocześnie jednak skala ruchu w górę była na tyle duża, a jego podstawy tak wątłe, że trzeba się liczyć z pojawieniem się w którymś momencie lawiny podaży, pochodzącej od realizujących zyski. Dotąd sprzedający są zdyscyplinowani i nikt nie chce wysuwać się przed szereg i pierwszy pozbywać się akcji. Wystarczą jednak pierwsze oznaki przesilenia, żeby to się zmieniło.

Ostatnie dni przynoszą stopniowe podkopywanie giełdowych nastrojów i coraz bardziej realne staje się, że stanowi to wstęp do pogorszenia nastrojów. Majowa ankieta Bloomberga wykazała, że pierwszy raz od 2007 r. pojawiło się wśród inwestorów pozytywne nastawienie do amerykańskiego rynku akcji (oczekują jego wzrostu). Takie wskaźniki odczytuje się kontrariańsko, czyli odwrotnie do ich wskazań. Jednocześnie globalny indeks nastrojów też znacząco się poprawił.

Reklama

Jednocześnie znów potwierdziło się, że rosnący optymizm ma wątłe podstawy. Dynamika spadku sprzedaży detalicznej w USA przyspieszyła w kwietniu w porównaniu z marcem, a liczba zajęć domów w USA znów pobiła rekord. Już ponad 342 tys. domów podlega takiej procedurze. Tym samym oczekiwania na bliski koniec kryzysu na rynku nieruchomości w USA wydają się ryzykowne. Przy ograniczonym popycie dodatkowa podaż od tych, którzy mają trudności z regulowaniem zobowiązań hipotecznych, podtrzymuje presję na ceny.

Na nastroje w Europie negatywnie wpływa dziś słaby wynik francuskiego Credit Agricole. Zarobił w I kwartale 202 mln euro wobec spodziewanych 350 mln euro. To kolejny europejski bank, który rozczarował swoją kondycją.