Trudno takiemu stwierdzeniu odmówić prawdy. Nie oddaje ono jednak w pełni giełdowej rzeczywistości. Nie mówi o tym, że tyle samo, co można w jeden dzień zarobić, tyle też można stracić. W obecnych okolicznościach trzeba o tym przypomnieć, bo podobnie, jak w szczycie hossy, inwestorzy zdają się zapominać o towarzyszącym giełdzie ryzyku.

Jest coraz mniej wątpliwości, że po miesiącu konsolidacji notowań giełdy weszły w fazę rozstrzygnięć. Wczorajsze zwyżki wyraźnie przechylają szalę na korzyść kupujących. Czy jednak ostatecznie rozstrzygają sprawę?

Poszukiwanie dziś słabych stron zwyżek i ostrzeganie przed możliwością powrotu spadków jest przez wielu odbierane jako przejaw pesymizmu. Zadaniem analityka jest jednak to, by próbować oddzielić emocje od faktów. Dlatego mając na uwadze to, że dziś niepopularne jest przestrzeganie przed akcjami, trzeba jednak w takim tonie utrzymywać opinię. Możemy sobie pozwolić na to, bo trudno naszemu myśleniu o giełdzie przypisywać nadmierny pesymizm. W początkach roku wskazywaliśmy, że po osiągnięciu przez WIG okolic 22,5 tys. pkt ma on szanse podskoczyć w okolice 30 tys. pkt.

Uzasadnieniem dla wzrostu giełdowego w takiej skali, jakiej jesteśmy obecnie świadkami, mogłoby być to, że wcześniej inwestorzy byli w błędzie wyprzedając akcje w oczekiwaniu na najgorszą recesję w powojennej historii. Publikowane właśnie dane o zmianach PKB w I kwartale potwierdzają jednak, że załamanie ma wyjątkowy charakter. Dlatego trzeba przyjąć, że skala przeceny była adekwatna do stopnia regresu gospodarczego. Takie podejście implikuje przypisanie obecnej zwyżce podstaw w nadziejach na poprawę koniunktury gospodarczej, a nie rzeczywistym polepszeniu się sytuacji. Napływające wiadomości ekonomiczne raczej w przekonaniu, że przezwyciężania trudności będzie długotrwałym procesem, a nie, tak jak zakładają teraz inwestorzy, nastąpi szybko. Przyspieszenie spadku wydatków osobistych w kwietniu do 1,5% r/r, czy niewielkie ograniczenie dynamiki spadku wydatków budowlanych w ujęciu rocznym, umiarkowana poprawa wskaźników wyprzedzających koniunktury, jak ISM (w Europie PMI) były kolejnym tego dowodem. Pamiętajmy przy tym, że wciąż brak jest poprawy na rynku pracy w USA, jak również na rynku nieruchomości.

Reklama

Warto przy tym zwrócić uwagę na rysującą się na dziennych wykresach głównych indeksów negatywną dywergencję na MACD, popularnym wskaźniku kierunku i siły trendu. Takie zachowanie przestrzega przed wyczerpywaniem się potencjału zwyżkowego. W najgorszym wypadku zapowiada odwrócenie trendu, a w najlepszym - trudności z jego kontynuacją.

WYKRES DNIA

Optymistyczny odbiór wczorajszych danych o wydatkach i dochodach amerykańskich konsumentów kontrastował z rzeczywistymi danymi. Roczna dynamika spadku wydatków przyspieszyła w kwietniu w porównaniu z marcem. Wynik był najgorszy w historii tych danych. Martwi też to, że mimo recesji nie tylko nie spada, ale wręcz rośnie, relacja zobowiązań konsumentów do PKB. Przekracza 98%. W kontekście podnoszących się rynkowych stóp procentowych trzeba to traktować jako niekorzystne na dłuższą metę zjawisko. Na razie łagodzi je rosnąca stopa oszczędności.