Ekonomista uważa, że nie można mieć "specjalnych zastrzeżeń" do prognozowanej przez MF skali ubytków w dochodach podatkowych, czy też skali przewidywanego spowolnienia gospodarczego.

Jego wątpliwości budzi natomiast pomysł zapełnienia braków dodatkowymi dochodami niepodatkowymi. "Jest ryzyko, że te plany mogą okazać się zbyt ambitne" - ostrzegł w rozmowie z PAP. Według niego zapewne uda się uzyskać wyższe zaliczki z UE. Jeżeli nie zostaną one wydane, zmniejszy się deficyt budżetu centralnego, a nie deficyt skonsolidowany całego sektora finansów publicznych. Poza tym te wydatki trzeba będzie wcześniej, czy później ponieść.

"To sposób na finansowanie budżetu, ale to nie wystarczy, jeśli chcemy pozbyć się procedury nadmiernego deficytu, czy wejść do strefy euro" - ocenia Szczurek.

Rząd przyjął we wtorek projekt nowelizacji ustawy tegorocznego budżetu. Wynika z niego, że tegoroczne wpływy budżetowe będą niższe od planowanych o 30,1 mld zł. Mniejsze o 46,6 mld zł mają być dochody z podatków. Deficyt, według prognoz, wyniesie 27,18 mld zł i będzie o 9 mld zł wyższy od wcześniej planowanego.

Reklama

Niższe wpływy podatkowe resort finansów chce zrekompensować pieniędzmi z innych źródeł. Zwiększone będą - o 8,32 mld zł - tzw. dochody niepodatkowe czyli m.in. dywidendy (o 5,3 mld zł), środki z różnic kursowych (wynik osłabienia złotego). Ponad 8 mld zł ma pochodzić z budżetu UE oraz tzw. innych źródeł.