O kontrowersyjnym odwołaniu przez radę nadzorczą prezesa banku PKO BP media grzmiały od wtorku. Nadal nie wiadomo, dlaczego Jerzy Pruski stracił pracę, ale wiadomo, że minister skarbu postanowił zmienić radę, która prezesa odwołała. Czyżby zorientował się, że rada, na której skład miał bezpośredni wpływ, wymknęła mu się z rąk? A może prowadzi jakąś koronkową rozgrywkę, w której gotów jest poświęcić kilka figur? Jeśli to rozgrywka, to znów rodzi się pytanie, czy pomoże ona bankowi zdobyć pieniądze w planowanej publicznej ofercie akcji?
Jedno jest pewne: kolejny szef PKO BP musi liczyć się z tym, że któregoś dnia z niezrozumiałych powodów straci pracę. To oznacza, że osoba z nazwiskiem, która mogłaby zostać szefem największego polskiego banku, albo wywalczy sobie świetny złoty spadochron, albo nie powinna się ubiegać o gorący stołek. Kolejne wybory już niedługo, a jeśli zmieni się rząd, to znów ruszy karuzela stanowisk.
W Citigroup karuzela kręci się już od wielu miesięcy. Ubiegło tygodniowe zmiany sprawiły, że w amerykańskim banku pojawił się piąty w ciągu pięciu lat dyrektor finansowy (poprzednik pełnił tę funkcję od marca 2009 r. i teraz będzie wiceprezesem), a skład władz firmy zmienił się kolejny raz w tym roku. Zmiany we władzach Citigroup to efekt nacisków władz federalnych, w tym regulatora, związanych z objęciem przez rząd 34 proc. akcji banku.
Zmianom na szczytach Citigroup towarzyszy fala odejść z firmy kluczowych menedżerów, którzy nie akceptują stylu zarządzania szefa banku. A morale załogi – jak piszą największe amerykańskie gazety – spada.
Reklama