Kilka dużych międzynarodowych banków uzyskało w ostatnich latach zgodę Rezerwy Federalnej na kupowanie, sprzedawanie i magazynowanie czegoś więcej niż sztabek złota. Banki wynajmują tankowce, by przechowywać ropę na morzu w nadziei na przyszłe zyski, gdy jej cena wzrośnie. Zawierają też porozumienia z elektrowniami, na mocy których sprzedają im węgiel i gaz i kupują produkowaną przez nie elektryczność. Niektóre są bezpośrednimi właścicielami elektrowni.
Bankierzy mówią, że wejście na rynek tzw. fizycznych surowców stanowi przedłużenie zarządzania ryzykiem, które oferują konsumentom. Firma, która wydobywa gaz ziemny i chce się zabezpieczyć na kilka lat do przodu, wybierze bank, który oferuje nie tylko ochronę przed wahaniami cen, ale może też być pewnym odbiorcą surowca.
Wejście na ten rynek skłania również banki do zabezpieczania się przed ryzykiem za pomocą opcji lub swapów oraz prowadzenia własnych badań nad przepływem surowców. – Na rynku surowcowym sfera fizyczna i finansowa są ze sobą silnie powiązane – mówi Kaushik Amin, prezes RBS Sempra Commodities, spółki joint venture, której udziałowcem jest Royal Bank of Scotland. Możliwość posiadania przez banki aktywów surowcowych zaczyna jednak budzić kontrowersje. Administracja Baracka Obamy chce wzmocnić historyczny rozdział bankowości od handlu. Tymczasem Fed analizuje prawo banków do posiadania infrastruktury surowcowej, takiej jak elektrownie i rurociągi.
Przyznana RBS w marcu 2008 r. zgoda na handel surowcami to jak na razie najbardziej hojna decyzja Fed. Societe Generale dostało taką zgodę w 2006 roku, JPMorgan Chase w 2005, Barclays w 2004, a Citigroup w 2003 roku. Ernie Patrikis, były doradca prawny Banku Rezerwy Federalnej Nowego Jorku, obecnie w kancelarii White & Case, twierdzi, że Fed otworzył przed firmami finansowymi zupełnie nowe możliwości. Nie oznacza to, że banki dostały carte blanche. Holdingi finansowe podlegające nadzorowi banku centralnego muszą wykazać, że handel surowcami jest „uzupełnieniem” ich podstawowej działalności. Fed mocno interesuje się potencjalnymi zobowiązaniami finansowymi na wypadek wycieku lub innej katastrofy.
Reklama
Dla niektórych banków zakaz posiadania infrastruktury surowcowej na własność nie jest problemem. Po prostu leasingują tankowce albo wynajmują przepustowość rurociągów, lub też kupują energię od elektrowni. Sytuacja na rynku znacznie się skomplikowała, bo Morgan Stanley i Goldman Sachs, tworzące tradycyjny duopol surowcowy, świętują właśnie swoją pierwszą rocznicę jako holdingi bankowe. Morgan Stanley jest właścicielem infrastruktury surowcowej, na którą większość banków nie może sobie pozwolić. Należy do niego firma TransMontaigne, właściciel m.in. sieci rurociągów, zbiorników i barek do transportu produktów ropopochodnych na terenie całych USA, a także duży udział w Hedimar, międzynarodowym armatorze zbiornikowców. Ma też sześć elektrowni w USA i w Europie.
Do Goldman Sachs należy natomiast Cogentrix Energy, firma zarządzająca amerykańskimi elektrowniami i realizująca projekty z dziedziny energii odnawialnej. Dzięki przyjętej dziesięć lat temu poprawce do reformy bankowej, firmy, które posiadały infrastrukturę surowcową przed wrześniem 1997 r., mogą ją zachować po przejściu na status firmy holdingowej. Wielu obserwatorów oczekuje, że wspomniana dwójka będzie mogła zachować swoje aktywa. – To podwójna przewaga konkurencyjna. Aktywa same mogą być bardzo cenne. Natomiast informacja jest bezcenna – mówi jeden z bankierów.
Tymczasem JPMorgan Chase wraz z przejęciem w 2008 roku Bear Stearns stał się właścicielem kilku elektrowni. Fed zgodził się na to, ale okresowo. Może to oznaczać, że firma będzie zmuszona wycofać się z branży. Nie wiadomo, czy Fed jeszcze poluzuje ograniczenia dotyczące handlu surowcami przez banki. Biały Dom wydaje się zdążać w przeciwnym kierunku, wzmacniając podział na bankowość i handel. Bankierzy narzekają, że gdy rząd przybiera ostrzejszą linię, prywatne firmy handlujące surowcami podbierają im dilerów.