Globalny obrót towarowy, przetrwawszy bez zakłóceń niemal dziesięć lat wstrząsów – od ataków 11 września poczynając, a na kryzysie żywnościowym kończąc – na przełomie 2008 i 2009 roku przeżył zastraszające załamanie. Przez dwa kwartały wartość światowego handlu zmalała o około 20 proc. – co oznacza, że przez pół roku „wymiotło” efekty jego wzrostu z trzech czy czterech lat. Zdjęcia „floty duchów” – pustych, bezczynnych kontenerowców, czekających u nadbrzeży Singapuru – zdawały się symbolizować zastój, jaki nagle ogarnął oplatające świat łańcuchy dostaw. Ten nieopanowany spadek po sześciu miesiącach nagle się gwałtownie zastopował. W drugiej połowie 2009 roku handel zaczął się znów zwiększać.
Pomimo więc pewnych dalszych drobnych wstrząsów większość znawców handlu i ekonomistów zdaje się uważać, że system handlu światowego odrodzi się, a stałe szkody będą w nim niewielkie. Wyraźne blizny na światowym systemie handlu mogłyby się pojawić na przykład w sytuacji, gdyby doszło do trwałej zmiany jego wzorców – albo gdyby wydłużanie łańcuchów dostaw firmy uznały za zbyt ryzykowne. – Na początku roku wiele mówiło się o tym, że te łańcuchy dostaw trzeba przybliżyć do własnego kraju, bo ludzie sądzili, że obowiązek składania zamówień z sześciomiesięcznym wyprzedzeniem naraża ich na zbytnie kłopoty – mówi Robert Joyson, który analizuje handel globalny i przewozy morskie w Macquarie Capital w Londynie.
– Ale już się o tym nie mówi i właściwie nie wiadomo, czy pod tym względem coś się naprawdę zdarzyło. – Z kolei Richard Baldwin, profesor ekonomii międzynarodowej w Graduate Institute w Genewie, uważa, że spadek obrotów dotyczył w większości nasilonych kontaktów – czyli że firmy raczej ograniczały wielkość handlu w ramach ustalonych relacji, niż je w ogóle likwidowały. – Pojawia się pogląd co do tego, że załamanie handlu było wywołane wyłącznie spadkiem poziomu popytu i że gdy tylko popyt zacznie odżywać, to samo stanie się z handlem – mówi prof. Baldwin. – Nic nie wskazuje na to, żeby miało ono spowodować efekt trwały. – Jeśli natomiast chodzi o geograficzne ukierunkowanie handlu, to – mimo spekulacji, iż efektem kryzysu będzie zwiększenie obrotów w układzie „południe–południe”, czyli nasilenie handlu między krajami rozwijającymi się, nic takiego nie nastąpiło.
Kryzys doprowadził do ustanowienia bardzo niewielkiej liczby nadzwyczajnych ograniczeń w handlu światowym, te zaś, które wprowadzono, dotyczyły przede wszystkim wzajemnych obrotów między krajami rozwijającymi się. Jeśli kryzys będzie miał w ogóle jakiś wpływ na model handlu globalnego, to wyrazi się on w umocnieniu pozycji firm wielonarodowych jako dominujących jego uczestników. Już w tej chwili ocenia się, że mniej więcej trzecia część globalnych obrotów odbywa się wewnątrz przedsiębiorstw, nie zaś między nimi. W dodatku ze względu na to, że kolejną cechę minionego roku stanowił gwałtowny wzrost kosztów kredytu handlowego – którego stosowanie oznacza w istocie, że przedsiębiorstwa zabezpieczają swoje obroty z partnerami w innych krajach – w korzystniejszej sytuacji znalazły się firmy na tyle duże, że obejmują cały łańcuch dostaw. Przy założeniu dalszego ożywienia popytu może to oznaczać, że w przypadku tych firm handel powróci do normy, i to bez znacznych, trwałych zmian jego kierunków.
Reklama