Ministerstwo Sportu wycofało się z pomysłu forsowanego przez poprzedniego szefa Mirosława Drzewieckiego i nie będzie sprzedawać nazwy największego piłkarskiego obiektu Euro 2012. Stadion Narodowy nie zamieni się np. w Coca-Cola Arena. – W Polsce na razie panuje hurraoptymizm z powodu Euro 2012. Mało kto myśli o tym, z czego utrzymają się budowane obecnie stadiony, a od takiego planu powinien zacząć każdy organizator tak wielkiej imprezy. W Europie jest duża konkurencja, pieniądze same nie przyjdą – mówi Jacek Bochenek, dyrektor grupy sportowej w firmie konsultingowej Deloitte Polska.
Jedno jest pewne: po mistrzostwach stadionów nikt nie zburzy. Dalej będą stać, mają jednak na siebie zarabiać. A to wcale nie takie proste. Obiekty budowane na Euro mają pojemność znacznie większą od liczby kibiców, którzy przychodzą na mecze polskiej ligi. Średnia frekwencja na spotkaniu ekstraklasy w ostatnim sezonie to prawie 5 tysięcy widzów. Tymczasem Stadion Narodowy pomieści ponad 55 tysięcy miejsc, obiekt w Gdańsku 44 tysiące, a w Poznaniu 45 tysięcy. W ciągu roku większość trybun będzie więc świecić pustkami. W najgorszej sytuacji może się znaleźć właśnie obiekt w Warszawie, bo w odróżnieniu od innych nie zostanie stadionem klubowym. W tym przypadku wyjściem byłaby budowa stadionu piłkarsko-lekkoatletycznego, tak by już po Euro mogły się tam odbywać imprezy lekkoatletyczne.
Jednak zdaniem ministra sportu takie rozwiązanie źle wpłynie na komfort kibiców oglądających piłkarskie zmagania. – W Łodzi wybudowaliśmy piękną halę widowiskowo-sportową z bieżnią i ostatnio wszyscy narzekali, że nie widzą siatkarek, które grały na środku boiska. Tu byłoby podobnie – tłumaczy Adam Giersz. Na Stadionie Narodowym, po niewielkiej modyfikacji, będzie można za to grać w rugby lub w futbol amerykański. 3,5 tysiąca metrów kwadratowych powierzchni biurowej umieszczonej pod trybunami na swoją nową siedzibę wykupi Polski Związek Piłki Nożnej.
Reklama

Stadiony dla operatorów

– Operatorem obiektu narodowego zostanie albo Centralny Ośrodek Sportu, albo spółka wyłoniona w przetargu, która będzie nim efektywnie zarządzała. Z naszych wyliczeń wynika, że stadion powinien przynajmniej się samofinansować, a nawet przynosić dochody rzędu kilkunastu milionów złotych rocznie – podkreśla Giersz. Jednocześnie zapowiada, że wbrew wcześniejszym zapowiedziom jego poprzednika nazwa Stadionu Narodowego nie zostanie wystawiona na sprzedaż. – To specyficzny obiekt i komercyjna nazwa nie byłaby dla niego właściwa. Zapewne pojawią się one na pozostałych obiektach powstających na Euro – podsumowuje minister.



Rzeczywiście, wczoraj władze Gdańska wybrały Polską Grupę Energetyczną na sponsora tytularnego Baltic Areny. Od dziś stadion będzie sie nazywał PGE Arena Gdańsk. Nazwę sprzedano za 35 milionów złotych. Umowa będzie obowiązywała przez pięć lat. Podobne konkursy na sprzedaż nazw chcą przeprowadzić także pozostałe miasta gospodarze Euro, bo to właśnie na nie, a nie na Ministerstwo Sportu, spadnie odpowiedzialność za utrzymanie stadionów po mistrzostwach. – One będą służyły miastom i ich obywatelom, dlatego to miasta powinny mieć pomysł, co zrobić ze stadionami już po mistrzostwach – podkreśla szef resortu sportu.

Stonesi na Narodowym

Stadiony po mistrzostwach będą wynajmowane przede wszystkim w celach komercyjnych: na koncerty, targi, pokazy, a nawet wspólnotom religijnym. Miasta jeszcze przed mistrzostwami powinny podpisać umowy z tak zwanymi operatorami stadionowymi, czyli przedsiębiorstwami wyspecjalizowanymi w prowadzeniu tego typu obiektów. – Takich firm jest na świecie dosłownie kilka. I tak na przykład, gdy Rolling Stones grają na jednym stadionie, to mamy duże prawdopodobieństwo, że zagrają także na dwudziestu pozostałych z sieci należącej do jednego operatora. Jego zadaniem jest właśnie zarabianie pieniędzy na utrzymanie obiektu – tłumaczy Bochenek. Na razie takiego operatora ma już stadion we Wrocławiu. Nie jest powiedziane, że wielkie firmy będą zainteresowane każdym polskim obiektem. – One obserwują, co się dzieje na naszym rynku. No i nie jesteśmy jedynym krajem, który buduje obiekty sportowe.
Niektórzy eksperci uważają, że stadion powinien pozyskać takiego operatora jeszcze w czasie budowy. Wszystko dlatego, że już na etapie budowy może on mieć sugestie i uwagi dotyczące tego, co powinno się znaleźć w wyposażeniu danego obiektu.



Stracą kluby

Nowe areny największym obciążeniem mogą stać się dla... klubów piłkarskich. Do tej pory za wynajem stadionów należących do miasta płaciły grosze, np. Lechia Gdańsk za dotychczasowe korzystanie ze swojego stadionu uiszcza jedynie od 700 do 2000 złotych za mecz. Inne jeszcze mniej, na przykład Odra Wodzisław płaci miastu jedynie 100 zł rocznie. Po oddaniu stadionów w użytkowanie operatorom lub innym podmiotom prywatnym miasta nie będą mogły odnajmować ich klubom po zaniżonych cenach. Komisja Europejska mogłaby to odebrać jako nieuprawnioną pomoc publiczną. Czynsz dla klubów na pewno więc wzrośnie. O ile? Mogą to być sumy w granicach nawet 8 milionów złotych rocznie, co dla wielu klubów stanowi jedną czwartą ich budżetu.
Kto może spać spokojnie i nie bać się o swą przyszłość po Euro 2012, a kto powinien jak najszybciej szukać rozwiązania problemu? Liderami są Wrocław i Warszawa ze Stadionem Narodowym i stadionem Legii. Kłopoty mogą mieć obiekty na Śląsku i w Łodzi. Znaczną pomocą dla miast chcących utrzymać stadiony po Euro byłoby postawienie w ich otoczeniu centrów handlowych. Ale na to na razie nie godzi się UEFA, która nie chce, by wokół stadionów w czasie mistrzostw trwały jakiekolwiek prace budowlane. Dlatego np. w Kijowie na prośbę UEFA już zburzono powstające przy Stadionie Olimpijskim centrum handlowo-rozrywkowe.
ikona lupy />
Stadion Narodowy pomieści 55 tysięcy widzów. Po mistrzostwach trudno będzie zgromadzić taką liczbę kibiców na jakimkolwiek meczu naszej reprezentacji Tomasz Gzell/PAP / DGP