Rodzina Barilla produkuje makarony w Parmie od 1877 r. Dziś z jej zakładów wychodzą ilości wystarczające na 10 mld porcji rocznie.
– To trudna praca. Makaron – tłumaczy Paolo Barilla – należy do najtańszych na świecie artykułów spożywczych i trudno wycisnąć z niego wyższy zysk.
– Nie radziłbym brać się do działalności w branży makaronowej nikomu, kto nie ma bardzo pozytywnego stosunku do dyscypliny – dodaje ten najmłodszy z trzech braci, prowadzących spółkę.
W tej branży ma się tyle zysku, ile uda się wycisnąć z wzrostu efektywności produkcji. O żadnych dodatkowych narzutach nie ma mowy. Z tego punktu widzenia, to nie jest atrakcyjna branża.
Reklama
Paolo Barilla – wysoki, poważny, były zawodowy kierowca rajdowy – rzadko udziela wywiadów. Ta rozmowa odbyła się w parmeńskiej Academia Barilla – centrum marketingu i bibliotece jadłospisów – założonej w 2004 r. w miejscu, gdzie niegdyś stała pierwsza fabryka Barilli. Spółka ufundowała także ośrodek żywienia, który zajmuje się szerszymi zagadnieniami branży.
Przy lunchu, złożonym z szynki parmeńskiej z czterema rodzajami serów, Paolo Barilla przyznaje, że pod wieloma innymi względami rodzina nie ma powodów do narzekania.
– Lubimy branżę makaronów – mówi. – Na tym typowo włoskim produkcie powstała nasza spółka – a poza tym chyba nie ma w handlu tańszych kalorii.
Typowo włoski produkt dobrze służy rodzinie. Barilla jest największym na świecie producentem makaronów, z obrotem 4,5 mld euro w 2008 r. i z zatrudnieniem około 16 tysięcy.
W historii rodzinnej spółki zdarzył się ciekawy epizod. W 1971 r., gdy Włochy nawiedziła plaga terrorystycznych ataków, często skierowanych przeciwko przedsiębiorcom, ojciec obecnych właścicieli sprzedał firmę amerykańskiej spółce wielonarodowej WR Grace.
– W latach 70. wiele włoskich spółek sprzedano koncernom wielonarodowym – mówi Paolo Barilla. – Pamiętam, jak ojciec z przerażeniem oglądał wiadomości w telewizji. Rodzina odkupiła spółkę w 1979 r., choć nie w całości: 15 proc. udziałów należy do rodziny Anda, zamieszkałej w Szwajcarii.
Ostatnio firma rozszerza działalność poza granice kraju. Najważniejszym posunięciem w tej ekspansji było przejęcie w 2002 r. niemieckiej spółki piekarniczej Kamp za 1,8 mld euro. Są trudności z integracją, mimo że w wypieku chleba opłacalność także zależy od wolumenu sprzedaży.
– Ta niemiecka inwestycja zaczęła się niefortunnie – mówi Paolo Barilla. – Kiedy wychodzi się z działalnością za granicę, trzeba poznać wszystkie niepisane reguły gry wynikające z kultury i ze specyfiki kraju. Źle oceniliśmy branżę „chleba powszedniego”. W Niemczech trudno podnieść ceny – to kraj łowców rabatów. Teraz jednak firma jest już stabilna i zatrzymujemy ją. Musimy być silni w Europie, bo to jest jeden kraj.
Podobnie jak wiele innych włoskich rodzin, działających w przemyśle spożywczym, Barilla są mało znani poza granicami kraju, chociaż ich produkty pojawiają się na stołach na całym świecie. Natomiast są jednym z filarów Parmy.
– Dobre stosunki między naszą rodziną a miastem mają długą historię – mówi Paolo Barilla.
Podkreśla, że rodzina nie jest szczególnie zamożna. – Mój ojciec nie należał do zapobiegliwych ciułaczy. Nie odpowiadał mu ten styl życia, a my chyba odziedziczyliśmy tę cechę. Oceniając w kategoriach bezwzględnych, jesteśmy bardzo bogaci: mamy spółkę, żyjemy dostatnio i jesteśmy bardzo zadowoleni ze swojego stanu posiadania; natomiast mierząc ilością posiadanych pieniędzy – nie.
Rodzina nie planuje wprowadzenia spółki na giełdę. Barilla przejdzie prawdopodobnie w ręce siedmiorga bratanków Paolo (on sam jest bezdzietny).
Najbliższą ekonomiczną przyszłość widzi w dość pesymistycznych barwach. Uważa, że wzrost wydatków na konsumpcję nie nastąpi wcześniej niż w 2012 roku. Z drugiej strony, ani on, ani jego bracia nie chcą, by Barilla nadmiernie się rozrosła.
– Chciałbym żeby za dwadzieścia lat spółka Barilla była silniejsza, zdrowsza i bardziej bezpieczna. Jeżeli to wszystko osiągnie, to już wystarczy – nie musi być większa.
ikona lupy />
Makarony Barilla / Bloomberg