Notowania rozpoczęły się anemiczną zwyżką rzędu 0,1 proc. Szybko jednak sprzedający zdobyli kontrolę i w dwóch ruchach zepchnęły indeks w obszary czerwone. Spadki zbiegły się z publikacja usługowych wskaźników PMI dla Eurolandu, które okazały się lepsze od oczekiwań. Dane więc przyczyną zniżek nie były. Niektórzy wskazywali na komentarze Jean-Claude Tricheta, mówiącego o potrzebie oszczędności budżetowych, jako przyczynę gorszych nastrojów.

W podobnym tonie wypowiadał się nowy prezes NBP. Marek Belka uważa, że rząd pomimo roku wyborczego powinien obniżać deficyt, gdyż żaden kraj nie jest w pełni bezpieczny w pokryzysowym świecie. Teoretycznie rządzący po wygranej Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich mają idealną sytuację by rozpocząć reformy. Akcje jednak, jak można się było spodziewać, nie zareagowały na wynik wyborów. Warszawski parkiet po porannym spadku odrobił nieco strat i ruchem niemal poziomym dotrwał końca sesji.

Na rynku walutowym eurodolar spadał, co jest całkiem normalne biorąc pod uwagę zeszłotygodniowe szaleństwo na tej parze. Nasz waluta żyła w tym środowisku swoim życiem i niezmiernie pozytywnie przyjęła wynik wyborów prezydenckich. Inwestorzy liczą na reformy fiskalne, którym pomocny ma być prezydent z obozu rządzącego. Wiele osób nie podziela jednak takich nadziei. Nawet wpływy dziennik „Financial Times” pisze o tym, że bliskość kolejnych wyborów będzie wyraźnie ograniczała chęć do reform. Zresztą niewielka przewaga Komorowskiego nad Kaczyńskim wskazuje, że nowy prezydent, a wraz z nim PO, wcale nie ma silnego poparcia społecznego.