„Obserwator Finansowy”: W jaki sposób można zbadać wpływ wysokości i struktury wynagrodzenia na ryzyko, jakie podejmuje bank?

Krzysztof Pietraszkiewicz: Na przykład można porównać, kto w jakim okresie oferuje określone usługi, zawiera określone kontrakty i jaki był wynik na tego typu działalności po kilku latach. Tak się dokonuje przecież analizy efektywności. Czy one są całkowicie przekonywujące i jednoznaczne – to inna kwestia. Trzeba pamiętać, że systemy wynagrodzeń odgrywają wśród konkurujących firm wielką rolę.

Parlament Europejski dąży do tego, aby wynagrodzenia dla bankowców były ściślej związane z długoterminowymi wynikami kierowanych przez nich instytucji. Stąd żądania ograniczenia gotówkowego składnika premii i nacisk na wypłatę większej części w postaci papierów wartościowych z kilkuletnim odroczeniem.

W wielu instytucjach finansowych takie rozwiązania są stosowane od lat. Tutaj nie wymyślono niczego nowego ponad to, co na rynku było znane i bardzo często stosowane. Premie często są wypłacane w papierach wartościowych lub w prawach do nich.

Reklama

Jeśli regulacje przyjęte przez Parlament Europejski są już stosowane dobrowolnie przez rynek, to czy będą jakieś odczuwalne zmiany na skutek ich wprowadzenia?

Istnieje ryzyko, że ludzie, którzy świetnie pracują i osiągają znakomite wyniki, mogą ponieść konsekwencje za kogoś innego, na kogo decyzje nie mieli żadnego wpływu. Jeśli przyjęte rozwiązania zostaną źle zaimplementowane, może zapanować zbiorowa odpowiedzialność. Może być to także przyczyną emigracji części kadr do innych regionów świata oraz powodem przenosin części biznesu poza Europę. Trzeba więc uważać ze stosowaniem takich instrumentów.

Kierunek poszukiwań nie jest kierunkiem bulwersującym. Należy dążyć do związania wynagrodzenia z trwałymi rezultatami pracy. Ale jednocześnie trzeba działać w innych sferach – np. zarządzania wartością firm. Nadzór bankowy i rady nadzorcze powinny monitorować aktualny poziom ryzyka.

Pełny artykuł: Samo obcięcie płac bankowcom to za mało