Od tysięcy lat firmy, instytucje, państwa, a nawet zwykli ludzie posługują się pewnym podstawowym narzędziem, które służy temu, aby nie wydawali więcej niż zarabiają i nie pożyczali więcej niż mogą obsłużyć. Tym narzędziem jest budżet. Mimo to po raz pierwszy od 1974 roku, od kiedy obowiązują obecne reguły, amerykańska Izba Reprezentantów nie zamierza podjąć uchwały budżetowej. Głównym celem uchwały budżetowej jest wyznaczenie limitów wydatków niesztywnych na przyszły rok fiskalny.

Bez uchwały budżetowej kongresmeni w zasadzie mogą wydawać tyle pieniędzy, ile chcą, byle tylko połowa członków plus jeden poparła daną propozycję. Wspomniany przepis wprowadzono po to, aby kongresmeni nie wydawali pieniędzy w sposób tak nieodpowiedzialny, jak robiłoby to wielu nastolatków, gdyby dostali karty kredytowe bez limitu. Gdyby budżetem federalnym zarządzali nastolatkowe, to moglibyśmy mieć w tym roku półtora biliona dolarów deficytu. Ale zaraz – przecież my będziemy mieli w tym roku półtora biliona dolarów deficytu, więc kto zarządza budżetem?

W obliczu bezprecedensowego szału wydatków obserwowanego u legislatorów prezydent Obama od jakiegoś czasu prosi Kongres, aby wydawał jeszcze więcej. Nie zadowoliwszy się aktywnym dążeniem do bankructwa Stanów Zjednoczonych, Obama nakłania zagranicznych przywódców, aby również zwiększyli wydatki publiczne – co jest dosyć kuriozalne.

Pełna treść artykułu: Barack Obama w fiskalnej krainie fantazji

Reklama
ikona lupy />
Barack Obama / Bloomberg