Jak powiedział Paweł Cymcyk z A-Z Finanse, obraz dnia zmienił się o 180 stopni po jedynych dziś danych makro, którym była tygodniowa liczba nowych bezrobotnych w Stanach.

"W porównaniu z poprzednimi tygodniami prognozy były negatywne, co zapewne skłoniło część graczy to zakupów przed publikacją, ponieważ liczyli na miłą niespodziankę. Srogo się zawiedli, bo faktyczny odczyt był jeszcze słabszy niż oczekiwał rynek – pojawiło się aż pół miliona nowych wniosków o zasiłek, a więc był to najsłabszy tygodniowy odczyt od listopada. Do tego wzrosła czterotygodniowa średnia liczby nowych bezrobotnych, ale wydaje się, że to spore rozczarowanie wprowadził inwestorów opublikowany razem z danymi komunikat, że dane nie zostały zniekształcone przez żadne czynniki zewnętrzne" - powiedział Cymcyk.

Analityk dodał, że z tego jasno wynika, iż nie można spadku zatrudnienia przypisać huraganom, wyciekom ropy czy zmniejszonemu zatrudnieniu w administracji.

"Rynek pracy w USA jest po prostu słaby i nie zmienia tego ani upływ czasu ani niskie stopy procentowe. Wydaje się, że gracze przypomnieli sobie, że pieniądze można dodrukować, a etatów już nie" - zaznaczył.

Reklama

W efekcie spadły największe Starym Kontynencie. Brytyjski indeks FTSE100 na zamknięciu sesji spadł o 1,73 proc., do 5211,29 pkt. Francuski indeks CAC40 stracił 2,07 proc. i wyniósł 3572,40 pkt. Niemiecki DAX spadł o 1,80 proc., do 6075,13 pkt.