Polski sektor MSP można bez cienia przesady nazwać rodzinnym. Zdecydowana większość przedsiębiorców rozpoczyna działalność, opierając się na zasobach zgromadzonych przez siebie i swoich bliskich. Chodzi nie tylko o pieniądze (tylko 20 proc. firm rodzinnych korzysta z kredytów), ale również o kapitał ludzki. Charakterystyczne są np. małżeńskie tandemy: mąż z żoną dzielą między siebie zadania kierowania firmą i zarządzania jej finansami. Aktywną rolę w takich firmach pełnią też dzieci, często przygotowywane do roli następców.
Współpraca z najbliższymi daje możliwość oparcia się na lojalnych i zaufanych osobach, ale może też powodować różne napięcia, gdy np. ktoś nie sprawdza się na danym stanowisku lub gdy trzeba wyciągnąć względem podwładnego członka rodziny jakieś konsekwencje. Jak to zrobić, gdy tym pracownikiem jest np. ukochana córka, syn czy wnuk?
Najwięcej działających obecnie firm rodzinnych powstało po roku 1989 roku, a ich właściciele zbliżają się powoli do wieku emerytalnego. Oznacza to, że muszą oni w najbliższym czasie wybrać i przygotować swoich następców. Najczęściej są to oczywiście dzieci – mało który przedsiębiorca chce oddać firmę i wypracowany przez siebie sukces osobie z zewnątrz.
Pokolenie, które dojrzewa do przejęcia firm, miało dużo lepsze możliwości przygotowania się do roli menedżerów niż rodzice. Dzieci mogą się pochwalić dyplomami z ekonomii, zarządzania lub prawa, znają języki, podróżują po świecie. Niejednokrotnie mają też na koncie doświadczenie zdobyte w dużych, znanych firmach, które wykorzystują potem w odziedziczonych przedsiębiorstwach.
Reklama
Sprawa udanej sukcesji ma niebagatelne znaczenie dla całego kraju. Przedsiębiorstwa rodzinne wytwarzają 10,4 proc. polskiego PKB i zatrudniają 1,3 mln osób. Wielkości te skłaniają do poważnego zastanowienia się nad przyszłością tej części naszej gospodarki.
Na pewno możemy liczyć na nową generację rodzinnych przedsiębiorców. Ich wiedza i doświadczenie stworzą z pewnością żyzny grunt pod innowacyjne rozwiązania. Firma nie może przecież żyć tylko tradycją, ale musi iść do przodu. Młodzi przedsiębiorcy – mam taką nadzieję – szanując dorobek swoich rodziców, będą umieli dać kierowanym przez siebie firmom impuls do rozwoju.
Druga strona medalu to oczywiście środowisko, w którym funkcjonują i będą funkcjonować. Są to z reguły małe, zatrudniające najwyżej kilka osób, przedsiębiorstwa. Ich problemy są więc związane przede wszystkim z przerostem biurokracji, brakiem możliwości wsparcia finansowego czy szkoleń dostosowanych do ich specyficznych potrzeb. Czy dostaną one od polityków i urzędników odpowiednie wsparcie? Oby tak, bo rodzinna przedsiębiorczość to wielka wartość.