Większą część ubiegłego tygodnia spędziłem, próbując zrozumieć mechanikę funduszu ratunkowego strefy euro dysponującego 440 miliardami euro.
Grecja miała szczęście, że wpadła w kłopoty, zanim stworzono Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej (EFSF) – pożyczyła pierwszą transzę kredytu oprocentowaną na ok. 5 proc.
EFSF nie może zaoferować podobnie atrakcyjnych warunków.
Z moich wstępnych wyliczeń wynika, że EFSF musi uzyskać gwarancje rządowe na 1,2 miliarda euro dla każdego miliarda w obligacjach, które chce wyemitować. Kiedy już pozyska fundusze, nie pożyczy całego miliarda, a jedynie część z tej sumy, gwarantowaną przez kraje, które, podobnie jak EFSF, mają rating potrójnego A. To ogranicza środki dla kredytobiorcy do 700 milionów euro. 300 milionów euro różnicy to bufor na wypadek upadłości kredytobiorcy.
Reklama
Załóżmy, że EFSF pozyskuje miliard euro przy oprocentowaniu 4 procent. Z kosztami administracyjnymi i marżą kredytową w wysokości 350 punktów bazowych efektywna stopa oprocentowania dla kredytobiorcy wyniesie 7,5 procent. A co z buforem gotówkowym? EFSF musi go reinwestować w najlepsze papiery z ratingiem potrójnego A. Jeżeli więc jego własne koszty finansowania wynoszą 4 procent, a bufor zostanie zainwestowany w niemieckie obligacje o hipotetycznej rentowności 2 procent, strata wyniesie 2 punkty procentowe. Tę różnicę zapłaci kredytobiorca. Do tego oprocentowanie, które wcześniej wyliczyliśmy na 7,5 procent. Kredytobiorca zapłaci ostatecznie 8 procent.
Wniosek – żaden kraj nie będzie chciał pożyczać od EFSF.Z resztą podawana suma 440 miliardów euro jest myląca. Odejmijmy od niej udział Grecji, Irlandii i Portugalii, dodajmy udział krajów z ratingiem potrójnego A. Realistyczny pułap to 250 miliardów euro. To może pomóc małym krajom, ale nie dużemu państwu.