Opis następnych godzin handlu można ograniczyć do jednego słowa: nic. Nic się nie działo, aktywność była mierna, a zmiany na tyle kosmetyczne, że trudno było je dostrzec bez solidnego mikroskopu.

Choć na rynku wiało nudą nie da się tego powiedzieć o danych makro. Tu mieliśmy sporo komunikatów. Wpierw niemiecki indeks instytutu ZEW opisujący nastroje analityków i inwestorów był gorszy od prognoz, ale i tak na tyle dobry by można było mówić o optymistycznych perspektywach. Tylko z drugiej strony ten indeks jest już od kilku miesięcy uważany za niezbyt dobrze zapowiadający przyszłą koniunkturę, ponieważ przez kilka miesięcy ostrzegał przed korektą, która nie nadeszła. Największym rozczarowaniem była jednak sprzedaż detaliczna w USA, która była mniejsza niż oczekiwano i wyniosła 0,3 proc. zarówno całości, jak i w części bez aut.

To nadal wzrost, wiec teoretycznie rynki nie powinny narzekać, ale dynamika wzrostu sprzedaży ewidentnie spada. Wynik był rozczarowujący tym bardziej, że niedawne wskazania indeksów zaufania konsumentów sugerowały poprawę. Dane zostały jednak „wytłomaczone” po raz kolejny przez fatalną styczniową pogodę, która powstrzymała zakupy. Widać, że jak rynek chce wzrostów to najbardziej kuriozalne uzasadnienie „przejdzie”. Po tym zestawie danych na neutralny odczyt indeksy NYES nikt już nie zwrócił uwagi.

Również negatywnie zaskoczył krajowy odczyt inflacji. Wzrost cen w kraju sięgnął 3,8 proc. w skali rocznej, a w samym tylko styczniu ceny wzrosły o 1,2 proc. To od razu przełożyło się na umocnienie złotego, bo pojawiła się silna presja na podwyżki stóp procentowych już na najbliższym posiedzeniu. Wyskok zaskoczył nawet największych pesymistów i wynikł z nałożenia się w styczniu trzech czynników: podwyżki VAT, wzrostu ceny surowców i osłabienia złotego w końcówce 2010 roku. Ponieważ najbliższe posiedzenie Rady już za dwa tygodnie to rynek będzie miał czas spekulować czy podwyżka będzie w marcu czy dopiero w kwietniu. W tej chwili termin marcowy jest bardziej prawdopodobny, bo jest duża szansa na to że w kolejnym miesiącu inflacja będzie już powyżej 4 proc., a wtedy Rada działałaby już pod silną presją.

Reklama

Dane o inflacji wpłynęły tylko na złotego, a nie na WIG20. Na parkiecie marazm trwał niemal do końca kiedy to tuż przed fiksingiem obudziła się podaż i indeks powrócił do poziomu 2700 pkt. Kręcimy się wokół niego już od ponad miesiąca, więc nic dziwnego, że w samym środku trendu bocznego aktywność zamiera.