Rażąca słabość warszawskiego parkietu trwająca od kilkunastu tygodni musi mieć jakieś poważne podłoże. W końcu giełda to nie kort tenisowy, na którym byki i niedźwiedzie odbijają sobie dla relaksu piłeczkę. Jeśli inwestorzy postanowili pozbyć się polskich akcji i wycofać kapitał, to mają ku temu istotne powody.

Czwartkowy spadek indeksu największych spółek o 1,7 proc. był niemiłym akcentem w przededniu drugich urodzin hossy. Ale żadnego dramatu nie spowodował. Przyzwyczailiśmy się do tego, że zmiany notowań rzadko przekraczają kilka dziesiątych procent i dlatego skala zniżki wydaje się znacząca. Po drugie, WIG20 wciąż nie wyszedł poza obszar trwającej od kilkunastu tygodni konsolidacji. Do ewentualnego testowania kolejnego istotnego poziomu brakuje ponad 40 punktów. Może do tego dojść błyskawicznie, ale możemy też czekać na tę próbę sił nieco dłużej. Nawet jeśli byłaby niepomyślna dla byków, nie oznaczałoby to końca hossy, tylko poważniejszą korektę, jakich widzieliśmy już niemało w takcie poprzednich trendów wzrostowych. Po wczorajszej sesji pozostało jednak fatalne wrażenie, gdy po raz kolejny nasz rynek tak negatywnie wyróżniał się na tle europejskich kolegów. Nie zawsze i nie w każdej dziedzinie można być prymusem i zielonej wyspie czasem zdarza się dostać od inwestorów żółtą kartkę. Widocznie się należała.

A Wall Street nadal tryska optymizmem, jedzie do przodu, nie zważając ani na żółte, ani czerwone światła, zapalające się coraz liczniej w różnych częściach świata, nie omijając samej Ameryki. Kiepska sytuacja na tamtejszym rynku pracy już spowszedniała na tyle, by można od czasu do czasu ją zignorować. Rozlewająca się na Bliskim Wschodzie fala protestów na razie nie robi wrażenia, ale nie ma wątpliwości, że nie rozejdzie się po kościach i może mocno i długo dokuczać. A do tego wracamy znów do europejskiej czytanki o świnkach, której kolejny rozdział poświęcony jest Portugalii. Scenariusz tej historyjki dobrze znamy. Wczoraj wieczorem przerabialiśmy wstęp, w którym niezidentyfikowane źródła donoszą, że kraj ma poważne kłopoty i za chwilę może być niewypłacalny i pierwszy rozdział o tym, że Europa ma już na tę okoliczność plan pomocy i naciska, by Portugalia poprosiła o jego zastosowanie. Na tym etapie oficjalnie wszyscy wszystkiemu zaprzeczają, a rentowność obligacji wyemitowanych przez delikwenta rośnie jak szalona.



To wszystko jednak stanie się być może ważnym problemem wkrótce. Na razie Wall Street cieszy się hossą. S&P500 wzrósł wczoraj o 0,3 proc. pokonując gładko 1340 punktów. Jedynie na początku trochę się z bykami podrażnił, spadając lekko pod kreskę. Później już ani przez moment się nie zawahał idąc w górę. Poranne notowania kontraktów na amerykańskie indeksy niczego nie sugerują. W Azji ciekawie, bo w Hong Kongu, na Tajwanie, w Dżakarcie i Seulu indeksy rosną po prawie 2 proc., a w Szanghaju mamy spadek o 0,9 proc. Nikkei zyskał 0,06 proc.

Reklama

W Warszawie bykom nie będzie łatwo, ale odreagowania wczorajszego spadku nie można wykluczyć.