Kwestie geopolityczne odegrały wczoraj kluczową rolę w wyznaczeniu kierunku na rynku walutowym. Euro najpierw spadło do tygodniowego minimum, żeby potem mocno zwyżkować.

Narastający konflikt w Libii obniżył apetyt na ryzyko – w obliczu niepokojów związanych z możliwym niedoborem kurs ropy naftowej osiągnął najwyższy poziom od 2,5 roku. Powrót europejskiej waluty na górę zainicjowany został serią jastrzębich komentarzy przedstawicieli EBC. Tym razem to Mersch zauważył, że Trichet może położyć większy akcent na temacie inflacji podczas posiedzenia banku w przyszłym tygodniu i „być może ogłosi zamiar wyjścia z pakietów pomocowych”. Następnie na rynku pojawiły się pogłoski o tym, że pewien think tank również opublikował jastrzębi raport dotyczący unijnego oprocentowania, co tylko przyspieszyło zwyżkę euro. Dolar nowozelandzki w dalszym ciągu cierpi z powodu awersji do ryzyka i tragicznego trzęsienia ziemi w Christchurch (drugiego w ciągu ostatnich sześciu miesięcy).

Na amerykańskim froncie danych indeks cen nieruchomości mieszkalnych S&P Case/Shiller wypadł mniej więcej zgodnie z oczekiwaniami (cały indeks spadł o 2,38% r/r). Wskaźnik zaufania konsumentów w lutym wzrósł do 70,4 – co daje najwyższy wynik od marca 2008 roku. Jednak jak długo taki stan rzeczy może się utrzymać, biorąc pod uwagę wysokie ceny ropy? Indeks sektora produkcyjnego Fedu z Richmond także zwyżkował, z 18 w zeszłym miesiącu do 25. Giełda na Wall Street w obliczu dramatycznej sytuacji w Libii zanotowała wczoraj najgorszą sesję od sierpnia. DJIA spadł o 1,44%, S&P o 2,05%, a Nasdaq o 2,74%.

Dzisiejsza sesja europejska to indeksy cen szwajcarskich producentów i importerów, norweska stopa bezrobocia, protokół z posiedzenia Banku Anglii oraz nowe zamówienia w przemyśle w strefie euro. Sesja północnoamerykańska to z kolei indeks cen nieruchomości mieszkalnych w Kanadzie oraz dynamika sprzedaży nieruchomości na amerykańskim rynku wtórnym. Do tego dojdą wystąpienia kilku przedstawicieli EBC i Fedu.

Reklama