Każdego wieczoru specjalne oddziały policji czekają w autobusach wzdłuż ulic w centrum Aten, na wypadek gdyby miało dojść do nocnych rozruchów. Rok po wynegocjowaniu z UE i MFW pakietu pomocowego w wysokości 110 mld euro w zamian za reformy w Grecji nastały ciężkie czasy. Kraj pogrążył się w recesji – w zeszłym roku gospodarka skurczyła się o 4,5 proc., w tym ma to być kolejne 3 proc. Zabite deskami sklepy w stolicy i góry niewywożonych śmieci świadczą o skali szoku.
Rosną obawy, że socjalistyczny rząd Georgiosa Papandreu nie zdoła nie tylko zmodernizować gospodarki, ale nawet nadać jej odrobiny konkurencyjności. Jeśli mu się nie uda, decydenci w europejskich stolicach i Waszyngtonie staną przed dylematem: dać Grecji kolejną szansę czy pozwolić jej upaść.
– Najbardziej irytujące jest to, że rząd posiadający większość w parlamencie oraz idealne usprawiedliwienie w postaci nacisków z zewnątrz do tej pory nie przeprowadził wszystkich koniecznych reform. Jeśli nie zabierzemy się do nich jak najszybciej, stracimy szansę, którą dał kryzys – mówi Aleksandra Papaleksopulu, dyrektor ateńskiej cementowni Titan.

Bruksela nie odpuści

Reklama
Rok temu nastroje w Atenach były inne. Po kilku miesiącach zaprzeczania rząd Papandreu przyznał w końcu, że krajowi grozi bankructwo. Niskie stopy procentowe i stabilna waluta, z których Grecja korzystała przez dziesięć lat jako członek strefy euro, spowodowały, że kraj żył ponad stan – dług publiczny wyniósł w ubiegłym roku 143 proc. PKB. Ściągalność podatków była mizerna, ekonomia cierpiała z powodu administracyjnego gorsetu zakazów, pozwoleń i korupcji, a gwałtowny wzrost płac i wydatków socjalnych powodował, że gospodarka przestała być konkurencyjna.
Według planu ratunkowego wypracowanego przez tzw. trójkę – czyli MFW, UE i Europejski Bank Centralny – Atenom kazano przeprowadzić reformy mające na celu odzyskanie kontroli nad publicznymi finansami. – Wszyscy zwolennicy modernizacji w Grecji dziękują Bogu za trójkę – mówi Jannis Sturnaras, szef ośrodka analitycznego Iobe. Zaciśnięto pasa: zmieniono system wynagradzania pracowników budżetówki (m.in. pozwalał odejść na emeryturę przed sześćdziesiątką i otrzymywać 90 proc. ostatniej pensji). Średnia emerytura zmniejszyła się o 20 proc., a wiek emerytalny podniesiono do 65 lat. Płace pracowników sektora państwowego zostały obcięte o 15 proc., zmniejszyły się również premie z okazji Bożego Narodzenia i Wielkanocy. W sumie oszczędności budżetowe wyniosły równowartość 8 proc. PKB.
Jednak ostatnio reformy straciły impet. Obawy przed powtórzeniem gwałtownych protestów ulicznych z zeszłego lata, które skończyły się śmiercią w płomieniach trzech pracowników jednego z banków, zmusiły premiera Papandreu do osłabienia programu zmian. Recesja, głębsza od przewidywanej, sprawiła, że padły nadzieje na wzrost wpływów z podatków. Lokalne wydatki publiczne znacznie przewyższają zaplanowane. Eurostat podał w ubiegłym tygodniu, że deficyt sektora publicznego wzrósł do 10,5 proc. PKB.
Niektórzy twierdzą, że rząd stchórzył. – Wiele zagranicznych ekspertów oczekiwało, że Ateny będą płonęły. Ale tak się nie stało, bo ludzie wiedzą, że zmiany są potrzebne – mówi Jannis Sturnaras z Iobe.
Nadzorcy Grecji mają potężną broń – groźbę, że kolejne transze pakietu pomocowego nie zostaną wypłacone. Naciskane Ateny wypracowały nowy plan naprawy sektora publicznego. Najważniejszym punktem jest prywatyzacja, mająca przynieść budżetowi 50 mld euro. Europejscy politycy w nieoficjalnych rozmowach krytykują jednak grecki rząd za opieszałość w podjęciu tematu prywatyzacji, bo państwowa kasa od ponad roku potrzebuje ogromnych pieniędzy. Z kolei eksperci nie sądzą, by udało się szybko sprzedać tak ogromny majątek po atrakcyjnych cenach. Tym bardziej że plan Papandreu podzielił rząd i już wywołał gniewny pomruk związków. Na przykład związek zawodowy pracowników sektora energetycznego, który wsparł premiera podczas wyborów na stanowiska szefa socjalistów, zagroził wstrzymaniem dostaw prądu.

Bankructwo jest już przesądzone

Minister finansów Giorgos Papakonstantinu nie zgadza się z zarzutami wobec rządu o brak zdecydowania we wprowadzaniu reform. Jednak za kulisami czołowi greccy przedsiębiorcy i europejscy politycy obawiają się, że Papandreu nie panuje już nad sytuacją. – Trójka nakłada ograniczenia, a ministrowie starają się je obejść – mówi jeden z menedżerów. – Najlepiej byłoby oddać rządzenie Grecją w ręce Brukseli lub Berlina – dodaje inny.
Na dodatek każdą reformę dającą szansę na przyczynienie się do uzdrowienia gospodarki równoważy przynajmniej jedna porażka. Jednym z sukcesów rządu było otwarcie na konkurencję drogowego transportu towarowego (do tej pory obowiązywały korporacyjne licencje), jednocześnie rząd ugiął się przed lobby farmaceutycznym, utrzymując 35-proc. marżę na leki na receptę. Operatorzy rejsów wycieczkowych mieli nadzieję na deregulację, która sprzyjałaby zwiększeniu liczby wycieczek zaczynających się i kończących w greckich portach, na czym skorzystałby przemysł hotelowy i restauracyjny. Zamiast tego biurokracja wzrosła, m.in. wprowadzono nakaz podpisania z państwem rocznych kontraktów określających częstotliwość kursowania promów oraz czas postoju w portach – wymóg niespotykany w innych krajach śródziemnomorskich. Ateny nie zdołały zliberalizować sektora energetycznego, co utrzymuje wysokie koszty produkcji przemysłowej.
Grecja ryzykuje wpadnięcie w błędne koło. Póki nie zmniejszą się obawy dotyczące gospodarczej przyszłości kraju, nie będzie zachęty dla inwestycji sprzyjających długoterminowemu wzrostowi PKB. Im dłużej Grecja nie będzie mogła korzystać z globalnych rynków finansowych, tym bardziej jej banki będą musiały ograniczać krajowe pożyczki, pogarszając kryzys kredytowy, który już paraliżuje gospodarkę.
Płynność finansowa greckich banków zależy od EBC – łączna kwota pożyczek krótkoterminowych wynosi ok. 90 mld euro. Ale EBC chce wywrzeć na Atenach maksymalny możliwy nacisk na przyspieszenie reform i może przeciąć gotówkową linę ratunkową, jeśli tempo zmian nie będzie zadowalające.
Ateny spodziewały się wrócić na rynki finansowe w przyszłym roku. Przy rekordowej 25-proc. rentowności obligacji dwuletnich tego zamiaru nie uda się zrealizować. Udzielenie nowego bailoutu będzie trudne do zaakceptowania, zwłaszcza ze strony oszczędnych północnoeuropejskich krajów, takich jak Niemcy i Finlandia.
Nie dziwi zatem, że rynki finansowe zaczęły uważać, iż upadek Grecji jest nieunikniony. MFW i władze europejskie mają zamiar twardo opierać się temu scenariuszowi. Juergen Stark, członek zarządu EBC, powiedział, że plajta Grecji może przyćmić upadek banku Lehman Brothers w 2008 roku. Wobec nadciągającego kryzysu oddziały specjalne policji Aten mogą być mało użyteczne.
Większość Greków już zrozumiała, że bez reform państwo upadnie. Jednak związki zawodowe bojkotują działania rządu. Nie zgadzają się na prywatyzację, z której zyski pomogłyby załatać budżet