Stelios Haji–Ioannou, założyciel Easy Jet, postanowił rozprawić się po raz kolejny z zarządem firmy, żądając wypłaty specjalnej dywidendy. Tymczasem drugi największy w Europie tani przewoźnik ma kłopoty finansowe, bo ceny ropy są rekordowo wysokie.

Linie lotnicze miały pod koniec marca 1,44 mld zysków brutto. Kwota ta spadła do 220 milionów funtów. Bilans firmy jest zbyt „leniwy” z powodu trwającej przez 11 lat absurdalnej polityki zerowych dywidend - powiedział Stelios, największy indywidualny inwestor, kontrolujący 38 procent udziałów firmy.

Stelios, który ustąpił z fotela prezesa w listopadzie 2002 roku powiedział, że linie mają w rzeczywistości o 600 mln funtów więcej, niż jest to określone w polityce zarządu. – Sądzę, że udziałowcy byliby lepiej usytuowani, gdyby zarząd zwrócił im nadwyżkę gotówki, tak by mogli zainwestować w inny biznes.

W maju ubiegłego roku Stelios zmusił firmę do wypłacania regularnych dywidend. Pierwsza tak wysoka wypłata zostanie podana do publicznej wiadomości w czasie ogłoszenia wyników finansowych firmy.

Reklama

Carolyn Mccall, prezes easyJet zapewniła, że planowała rozmawiać z udziałowcami w następnym tygodniu i że "przeanalizuje zestawienie bilansowe firmy". Dodała też, że na wypłatę specjalnej dywidendy było znacznie za wcześnie. Sir Jogn Stelios nie krył zadowolenia, gdy easyJet zapewniło go, że utrzyma wielkość swojej floty do 204 samolotów przez następne dwa rozkłady w okresie zimowym.

>>> Czytaj też: Koniec kryzysu w branży lotniczej. Ponad pół biliona dolarów obrotu

Drugie pod względem wielkości w Europie tanie linie lotnicze przyznały, że przez sześć miesięcy do końca marca, straty przed opodatkowaniem wzrosły o 94 proc. a więc do 153 mln funtów. W tym samym czasie w roku ubiegłym wyniosły one 79 mln funtów. Przychody firmy wzrosły o 8 procent do 1,27 mld funtów wobec 12 procentowego wzrostu w ilości pasażerów do 23,9 mln. Najbardziej w zyski firmy uderzył skok cen ropy, aż o 40 procent w pierwszej połowie tego roku. Inną przyczyną jest wzrost podatków. Jednocześnie nagły skok w przepustowości aż do 11 procent skłonił Easy Jet do obniżenia cen za bilety by zapełnić puste miejsca.

>>> Czytaj też: Rewolucyjna zmiana w opłatach za starty i lądowania w Polsce

Analitycy ostrzegają, że jeśli obecne ceny biletów utrzymają się, będzie trudno liniom lotniczym ochronić swój margines zysku z zabezpieczeniem. Z tym poglądem zgadza się Tim Clark, dyrektor, linii lotniczych Emirates Airlines

-Jeśli cena przeskoczy 130-140 dolarów za baryłkę, to wszyscy mamy kłopoty. Nie chodzi mi tu tylko o linie lotnicze ale w ogóle o światową gospodarkę. Spekulanci windują ceny do momentu, w którym gospodarka światowa będzie w agonii - dodał.

ikona lupy />
Tylko na 2010 rok zaplanowaliśmy uruchomienie 70 nowych połączeń - mówi Verena Keimer, marketing manager easyJet na Niemcy, Polskę, Kraje Bałtyckie, Czechy i Skandynawię. / Forsal.pl