Podatek od elementów paliwowych nałożono na operatorów niemieckich elektrowni atomowych w zeszłym roku w zamian za planowane wówczas wydłużenie okresu eksploatacji reaktorów o średnio 12 lat po roku 2022. Miał przynosić budżetowi państwa 2,3 mld euro rocznie.

>>> Czytaj też: Niemcy wyłączają atomówki - to dobry znak dla Polski

Jednak w miniony poniedziałek chadecko-liberalny rząd Niemiec wycofał się z poprzednich planów i postanowił, że wszystkie elektrownie jądrowe przestaną pracować do końca 2022 r., a siedem najstarszych oraz jedna trapiona awariami zostaną natychmiast wyłączone na stałe. Jednocześnie rząd kanclerz Angeli Merkel utrzymał podatek od elementów paliwowych, co zdaniem prezesa największego niemieckiego koncernu energetycznego Johannesa Teyssena jest nieuprawnione.

Koncern wskazuje w komunikacie, że nie może zgodzić się na takie rozwiązanie ze względu na interesy swych 500 tysięcy małych udziałowców. Ocenia również, że utrzymywanie podatku od elementów paliwowych jest kontrproduktywne, gdyż "pochłania on miliardowe kwoty, które nie będą mogły być zainwestowane w przebudowę systemu energetycznego".

Reklama

Koncern oczekuje wyrównania za "straty majątkowe sięgające miliardów" euro, związane z rezygnacją Niemiec z energii atomowej. E.ON zastrzega też, że dąży do negocjacji, aby uniknąć sporu sądowego.

W rozmowie z dziennikiem "Frankfurter Allgemeine Zeitung" Teyssen oświadczył, że udziałowcy koncernu E.ON nie mogą odpowiadać swoim majątkiem za polityczne decyzje rządu. "Koszty reformy energetycznej muszą być ponoszone przez całe społeczeństwo" - ocenił Teyssen.

Także koncern energetyczny RWE rozważa podjęcie kroków prawnych przeciwko decyzjom rządu związanym z odejściem od wykorzystania energii jądrowej.