Szef Zakładu Geologii i Ochrony Litosfery UMCS podkreślił w rozmowie z PAP, że dopiero za kilka lat, po przeprowadzeniu próbnych odwiertów i badań, będzie można konkretnie ocenić konsekwencje wydobycia gazu łupkowego dla środowiska.

"Musimy mieć świadomość, że zagrożenia są duże" - powiedział Harasimiuk. Jego zdaniem, rozmiary ingerencji w środowisko można będzie ocenić, gdy firmy, które dziś poszukują gazu, będą starać się o koncesje na wydobycie, a to nastąpi najwcześniej za pięć lat. Tyle, zdaniem Harasimiuka, potrzeba czasu na próbne odwierty i badania.

"Dzisiaj mówimy tylko o potencjalnym zagrożeniu wynikającym ze świadomości tego, co się dzieje w USA i co u nas może się dziać - z założeniem - że są różnice środowiskowe i geologiczne" - powiedział Harasimiuk.

>>> Czytaj też: Polska może "podziękować" Francji za zakaz poszukiwań gazu łupkowego

Reklama

Gaz z łupków wydobywany jest opracowaną w USA metodą nazwaną szczelinowaniem hydraulicznym. Polega ona na wtłoczeniu pod ziemię wody ze specjalnymi substancjami chemicznymi i piaskiem, która rozdrabnia skałę. Tworzą się mikroszczeliny, przez które wypływa gaz.

Aby dostać się do gazu, wierci się pionowy otwór, i odchodzące od niego kolejne otwory poziome we wszystkich kierunkach, na pożądanych głębokościach. Technologia pozwala na poziome wiercenie pod ziemią na odległość do dwóch kilometrów od pionowego otworu-matki. Pole górnicze pokrywa się otworami w takich odległościach, żeby ze sobą nie kolidowały, by nie nastąpiły niekontrolowane przepływy cieczy pod wysokim ciśnieniem. "Na zagospodarowanie jednego otworu trzeba poświęcić kilka, czasami kilkanaście hektarów ziemi" - powiedział Harasimiuk.

Do odwiertu musi być droga dojazdowa, zbiornik na wodę, którą trzeba pompować, wydobywać z powrotem na powierzchnię i oczyszczać. Do tego dochodzą urządzenia, które będą odbierały gaz, uzdatniały go i kierowały do sieci.

W USA eksploatację gazu łupkowego prowadzi się przeważnie na obszarach słabo zagospodarowanych, pustynnych, półpustynnych. "Ale tam gdzie jest duża gęstość zamieszkania, na przykład w dolinie Delaware, miejscowa ludność protestuje przeciwko pracom eksploatacyjnym" - podkreślił Harasimiuk.

"Tu (na Lubelszczyźnie) gdzie się nie obrócić, widać zabudowania. Jedna wieś od drugiej jest oddalona o 2-3 kilometry, a między wsiami są lasy albo pola uprawne" - powiedział Harasimiuk.

>>> Polecamy: Polska musi zarabiać na gazie łupkowym. Złoża warte są więcej niż nasz PKB

Problemem na Lubelszczyźnie będzie też - jego zdaniem - niedostatek wody. Do szczelinowania, eksploatacji i obsługi wierceń potrzebne są jej duże ilości. "Jeden otwór to jest zapotrzebowanie na wodę kilkutysięcznego miasteczka" - powiedział Harasimiuk.

Na Lubelszczyźnie rzeki są słabo zasobne, nie ma żadnego dużego zbiornika wodnego, natomiast są wysokiej jakości wody podziemne. Z nich w całości korzystają mieszkańcy Lublina. "Trzeba skalkulować, czy opłaca się ich użycie do celów technologicznych" - zaznaczył Harasimiuk.

Ponadto - jak dodał - trzeba będzie wybudować oczyszczalnie ścieków i rurociągi czy rowy, którymi woda z otworów eksploatacyjnych będzie odpływała, a to oznacza przebudowę całej infrastruktury.

Zdaniem Harasimiuka nie da się jeszcze dzisiaj przewidzieć, jak się będzie zachowywał górotwór po wyeksploatowaniu gazu z głębokości 2,5 do 4 km. Przywołał przykład kopalni w Bogdance, gdzie węgiel wydobywany jest z mniejszej głębokości - około kilometra. Tu uczeni przewidzieli skutki związane z osiadaniem terenu. "Tworzą się niecki o głębokości od 1/3 do 2/5 grubości warstwy wyeksploatowanej. Powstają bagniska, zalewy" - powiedział Harasimiuk.

Gazonośne łupki w USA zalegają od 1 do 2 km pod ziemią, a na Lubelszczyźnie głębiej - od 2,5 do 4 km. Poza tym łupki w USA są kruche, łamliwe zaś lubelskie - bardziej plastyczne. Wskazuje na to pierwszy wykonany już odwiert w miejscowości Krynice pod Krasnymstawem.

To oznacza, że na Lubelszczyznę nie da się wprost przenieść metod stosowanych w USA. "Tu trzeba będzie pewne rzeczy dopracować, zmienić technologię, zapewne stosować ciecz o znacznie wyższym ciśnieniu" - uważa Harasimiuk.

Media na Lubelszczyźnie już donoszą o szkodach wyrządzonych podczas poszukiwań gazu łupkowego i protestach rolników. W gminie Grabowiec w okolicach Zamościa doszło do zniszczenia lokalnych dróg i popękania ścian w remizie w miejscowości Siedlisko. Gmina dostała odszkodowania. Szkody były także w prywatnych gospodarstwach.

W okolicach Rogowa w promieniu 250 metrów od planowanego odwiertu jest sześć gospodarstw; ich mieszkańcy obawiają się hałasu, nie wiedzą jak będą zagospodarowane odpady. W gminie Cyców natomiast ciężki sprzęt zniszczył rolnikom uprawy zbóż na polach; po protestach pojazdy wycofano.

W Lubelskiem wydano 15 koncesji na poszukiwanie gazu łupkowego. Otrzymały je m.in. takie firmy jak: Exxon, Chevron, PKN Orlen, PGNiG.

>>> Czytaj też: Polacy boją się gazu łupkowego, nie chcą oddawać ziemi pod wiercenia

ikona lupy />
Wydobycie gazu łupkowego / Bloomberg / Andrew Harrer