Powiedzenie o dobrym słudze i złym panu może dotyczyć bardzo różnych dziedzin współczesnego życia: rozwoju technologicznego, instytucji państwowych czy nawet modeli matematycznych. Ja chciałbym je zastosować do rynków finansowych. Oczywiste jest, że potrzebujemy regulujących mechanizmów, dzięki którym nadwyżki pieniędzy będą kierowane na inwestycje rzeczowe, na wtórny rynek własności czy na stabilizowanie systemów emerytalnych. Ale kiedy te finansowane przez państwo rynki rozrastają się na tyle, że decydują o losie rządów, czas powiedzieć „stop”. Nie można dopuścić do sytuacji, w której to ogon macha psem.

Nieważne konstytucje

Ta refleksja ma dwa źródła. Pierwsze to dyskusja w prasie na temat możliwego obniżenia ratingu amerykańskich obligacji. Moją pierwszą reakcją było: jak agencje ratingowe, których reputację zszargał wciąż trwający kryzys finansowy, ośmielają się grozić konstytucyjnie wybranemu rządowi USA? Wiem – agencje nie grożą bezpośrednio. Wyniki ich badań są przedstawiane jako porady inwestycyjne, ale są traktowane jako groźby. Przypomina mi się James Carville, doradca polityczny byłego prezydenta Billa Clintona, który zauważył: „Kiedyś myślałem, że jeśli reinkarnacja istnieje, chciałbym powrócić jako prezydent, papież lub gwiazda bejsbolu. Ale teraz chcę wrócić jako rynek obligacji skarbowych, mógłbym wtedy zastraszyć każdego”.
Reklama
Drugie źródło to niedawna lekcja „O rozwoju powiązanym z wzrostem” Amartyi Sena, laureata ekonomicznej Nagrody Nobla. Tu muszę przyznać się do subiektywności. Nie tylko uczyliśmy się w tym samym czasie w Cambridge, ale Sen zgadza się ze mną, cytując uwagę z mojej ostatniej kolumny, iż brytyjskie władze są zainteresowane tym, by zaniżać możliwości wzrostu w gospodarce, żeby winą za powolne zwiększenie produkcji nie można było obarczyć realizowanej przez nich polityki.
Jednym z głównych pytań stawianych przez Sena jest to, kto teraz może sobie rościć prawo do przewodzenia Europie. „Demokratycznie wybrani liderzy czy instytucje finansowe i agencje ratingowe, które całkiem swobodnie panoszą się w europejskiej przestrzeni politycznej?”. Sen stawia tezę, że europejska polityka skierowana na zmniejszenie deficytu w sektorze publicznym dopuszcza zmniejszenie tempa wzrostu „jako część nieuchronnego i naturalnego procesu, a nie rezultat, częściowo lub nawet wyłącznie, jej własnej przesadnie restrykcyjnej polityki”.
Byłbym ostrożniejszy niż Sen w postrzeganiu demokracji jako summum bonum – dobra najwyższego – po części dlatego, że demokracja bardzo często jest sprowadzana wyłącznie do głosowania większościowego, jak również z powodu dużej liczby przestępstw popełnionych w jej imieniu. Wolałbym łagodniejsze określenie, takie jak konstytucyjnie wyznaczony rząd. Dodałbym też, że długotrwały wzrost, jak zauważył Adam Smith, powoduje suma działań dużej liczby osób, które chcą się stać zamożniejsze. Amartya Sen ma na myśli krótkotrwałą lub średniookresową presję na produkcję i zatrudnienie ze strony restrykcyjnej polityki fiskalnej i monetarnej, która może mieć długoterminowe skutki. Jednak nie ma sensu dyskutować z jego podstawową tezą.

Marksista miał rację

Jedna z pierwszych i najlepiej napisanych książek na temat pochodzenia kryzysów finansowych autorstwa George’a Coopera, analityka finansowego ze środowiska naukowego, pojawiła się już w 2008 roku. Autor akceptuje ogólnie przyjętą koncepcję konkurencyjnego rynku dóbr konsumpcyjnych, po czym tłumaczy, dlaczego rynki aktywów są zadziwiająco podatne na powstawanie baniek spekulacyjnych i ich pęknięcie. Dwa lata później Matt Ridley, który był przewodniczącym rady nadzorczej w Nothern Rock, kiedy bank ten musiał ratować rząd, napisał w „The Rational Optimist”, że doświadczenie każe mu „nie ufać rynkom kapitału i aktywów”, a jednocześnie pozostał gorącym zwolennikiem wolnego rynku dóbr i usług.
Można sięgnąć jeszcze głębiej. Rudolf Hilferding, niemieckojęzyczny neomarksista z początku XX wieku, denerwował wielu swoich towarzyszy, nie zgadzając się z tym, że kapitalizm musi upaść. Jednocześnie w swojej książce „Finanzkapital” z 1910 roku jako jeden z pierwszych zauważył zmieniającą się naturę systemu – dowiódł, że siły finansowe prowadzą do kartelizacji przemysłu. Hilferding nie dożył czasów, kiedy te siły zaczęły grozić obaleniem rządów.
Nie mam programu 10 punktów, który zrobiłby finanse mniej dumnymi, jak to kiedyś określił Winston Churchill. Nie uważam, że można to zrobić, wprowadzając w bankowości wyjątkowo zachowawcze przepisy lub tak zwany podatek Tobina na każdą działalność finansową. To raczej sprawa uznania w każdym momencie podejmowania decyzji dotyczącej polityki, że wolny przepływ sztucznie wytworzonych pieniędzy elektronicznych nie jest równy wolnemu przepływowi towarów i usług, nie mówiąc już o podstawowych wolnościach człowieka, i uznania tego nie tylko w przypadku krajów rozwijających się, lecz także krajów nazywanych zaawansowanymi w rozwoju.
Samuel Brittan