Z tego właśnie powodu poniedziałkowe otwarcie sprowadziło indeks w okolice 2850 pkt., gdzie rynek stał przez całą sesję. Zmiany, i to na gorsze, przyszły dopiero na fiksingu.

Częściowo rynkowy zastój można tłumaczyć brakiem danych makro i wciąż do znudzenia powtarzanym tematem bankructwa Grecji. Ten wątek został już omówiony na wszystkie możliwe sposoby i trudno sobie wyobrazić, aby cokolwiek mogło jeszcze zaskoczyć rynki, ale przy braku innych wiadomości ten wątek wydaje się nie mieć końca. Rynki walut i surowców też były dzisiaj wyjątkowo stabilne, więc nigdzie nie było impulsów do podejmowania decyzji.

Poniedziałki nadal kontynuują swoją sławę spokojnych i mało aktywnych dni. Tym razem obrót i tak nie wypadł wyjątkowo źle, bo zatrzymał się na 800 mln złotych. Bardzo słabo zaprezentował się rynek w samej końcówce kiedy podaż ściągnęła WIG20 do poziomu najniższego od końca maja. Spadki w ostatniej części handlu nie muszą być jednak zapowiedzią przeceny we wtorek, a nawet niższy punkt odniesienia staje się ciekawym pułapem dla byków. Co więcej w poniedziałek gracze nie zdążyli zareagować na słowa Ministra Skarbu, Aleksandra Grada, który zapowiedział w bieżącym roku przekroczenie przez Skarb Państwa 4 mld złotych w dywidendach. Po tej deklaracji jutrzejsza sesja dla skarbowych gigantów powinna zakończyć się dobrze, bo chętni do udziału w zyskach na pewno się znajdą. Ponadto poziom 2800 pkt. jest już na tyle blisko, że kapitał grający na utrzymanie się rynku w trendzie wzrostowym powinien już się uaktywniać. Choć będzie to zwiększać obrót to trzeba pamiętać, że po przełamaniu tej okrągłej bariery sprzedający mogą wpaść w krótkoterminową panikę.