Poniedziałkowa sesja na nowojorskiej giełdzie wpisywała się w trwającą od kilku dni huśtawkę nastrojów przy większej niż ostatnio skali wahań indeksów. Zarówno zmienność nastrojów jak i zakres zmian wskazują z jednej strony na narastającą nerwowość, z drugiej zaś na coraz większą determinację inwestorów stojących po różnych stronach barykady. Na razie trudno jednak mówić o przewadze byków lub niedźwiedzi. Te ostatnie mają za sobą imponujący dwumiesięczny rajd, ale na odtrąbienie zwycięstwa jeszcze za wcześnie. Decydujące stracie powinno się rozegrać w okolicach 1250 punktów w przypadku S&P500. Nie musi ono jednak dokonać się już w najbliższych dniach, choć okoliczności zdają się temu sprzyjać. Przedtem możemy zobaczyć jeszcze ruch w górę, w kierunku 1300 punktów. Po wczorajszej sesji S&P500 ma do tego poziomu 20 punktów. W poniedziałek byki zyskały 13 pkt., widać więc, że dystans ten mogą pokonać bardzo szybko. Ale trzeba pamiętać o drugiej stronie. W piątek 1,2 proc. ugrały niedźwiedzie, w poniedziałek niemal tyle samo zdobyły byki. S&P500 zyskał 0,92 proc., Dow Jones wzrósł o 0,91 proc., a Nasdaq o 1,33 proc.

Okoliczności sprzyjające szybkim rozstrzygnięciom to przede wszystkim sytuacja w Grecji, gdzie dziś i jutro sporo powinno się wyjaśnić. W Stanach Zjednoczonych toczą się negocjacje nie nad zadłużeniem greckim, ale amerykańskim. Problem zwiększenia jego limitu jest sprawą dość pilną, o znaczeniu dla rynków finansowych nie wspominając. Jeśli obie kwestie zostaną pomyślnie załatwione, powstaną warunki do pojawienia się mocniejszej fali wzrostowej. Tym bardziej, że media już zaczynają inwestorów pocieszać, że przecież i bez trzeciej rundy ilościowego luzowania Fed może nadal skupować obligacje za pieniądze z odsetek i wykupu tych papierów, których czas życia się skończył.

Na razie mamy Grecję i publikację indeksu cen domów w amerykańskich metropoliach oraz indeks zaufania tamtejszych konsumentów.

Na poranne wskazówki ze świata dziś nie mamy co liczyć. Kontrakty na amerykańskie indeksy błąkają się w okolicy poniedziałkowego zamknięcia, w Azji także zmiany niewielkie i bez zdecydowanej przewagi którejkolwiek ze stron. Nikkei na godzinę przed końcem handlu zyskiwał 0,6 proc. po informacji o spadku sprzedaży detalicznej w maju o 1,3 proc. Spodziewano się zniżki o 2,8 proc. Jednak w Szanghaju, Hong Kongu i na Tajwanie indeksy nieznacznie zniżkowały. Poniedziałkowe silne spadki kursów akcji większości dużych spółek i mocna przecena w segmencie małych i średnich firm, z jakimi mieliśmy do czynienia w ciągu dnia mogą budzić niepokój, ale też szansę na to, że po takim tąpnięciu ubędzie chętnych do pozbywania się papierów.

Reklama