Wyraźne zaskoczenie we Włoszech wywołało to, że zapowiedź ustąpienia szefa rządu ze stanowiska, co ma nastąpić po uchwaleniu przez parlament ustawy o stabilizacji finansów, w żadnym razie nie uspokoiła sytuacji na rynkach. Świadczy o tym fakt, że dzień po tej deklaracji Berlusconiego oprocentowanie 10-letnich włoskich obligacji przekroczyło krytyczny poziom 7 procent. Zauważa się, że próg ten odgrywa szczególne znaczenie, ponieważ Grecja, Irlandia i Portugalia prosiły o pomoc, kiedy było jasne, że oprocentowanie obligacji utrzyma się na tym właśnie poziomie.

W opinii komentatorów powaga sytuacji we Włoszech wynika z tego, że na kryzys finansów nałożył się trwający od miesiąca poważny kryzys polityczny w rozpadającej się koalicji, wymagający roztropnego, spokojnego rozwiązania, by niepewność co do przyszłości politycznej i partyjne spory nie pogłębiły jeszcze trudności gospodarczych.

Lecz trudność sytuacji polega na tym, że konieczne jest wypracowanie takiego rozstrzygnięcia kryzysu koalicyjnego, które jednocześnie niosłoby ze sobą kojące działanie na giełdy, nerwowo reagujące na wydarzenia we Włoszech. Jakby tego było mało, rządząca centroprawica zarzuca rynkom finansowym, że stanowią "stronniczą opozycję" wobec gabinetu.

Okazało się, że niewystarczającym impulsem była zapowiedź odejścia Silvio Berlusconiego, uważanego przez niektórych europejskich polityków i komentatorów za ucieleśnienie decyzyjnego paraliżu w sprawie głębokich reform strukturalnych, oczekiwanych przez unijnych partnerów, a do tego skompromitowanego skandalami obyczajowymi.

Reklama

Bardzo pesymistycznie ocenia tę nową sytuację wpływowa Konfederacja Przemysłowców, Confindustria, od tygodni apelująca o natychmiastową realizację kroków antykryzysowych. "Włochy przeżywają dramatyczne chwile" - oświadczyła w środę prezes tego stowarzyszenia Emma Marcegaglia. "Znaleźliśmy się w otchłani" - dodała i zaapelowała: "Trzeba działać od razu, przywrócić wiarygodność kraju".

"Nie zasłużyliśmy na to, by skończyć tak, jak Grecja. Jeśli nie położy się kresu tej sytuacji, Włochy nie będą miały więcej wstępu na rynki finansowe" - powiedziała szefowa związku przemysłowców.

W związku z delikatną sytuacją finansową, w jakiej znalazł się kraj, prezydent Giorgio Napolitano, do którego należy inicjatywa rozwiązania kryzysu koalicyjnego, wolałby uniknąć konieczności rozpisania przedterminowych wyborów, a co za tym idzie ostrej, wyczerpującej i nerwowej politycznej kampanii wyborczej. Mogłaby ona zdaniem szefa państwa przynieść jeszcze większe szkody. Prezydent jest zwolennikiem jak najszybszego zakończenia obecnego kryzysu bez wyborów. Te bowiem uważa za ostateczność. Dlatego Napolitano oczekuje, że parlament w ciągu "kilku dni", jak podkreślił w wydanej w środę nocie, uchwali ustawę stabilizacyjną z pakietem działań na rzecz zrównoważenia zadłużonych finansów publicznych. Jednocześnie prezydent przystąpi do konsultacji ze wszystkimi siłami koalicji i opozycji parlamentarnej w nadziei na to, że przyniosą one porozumienie w sprawie powołania nowego gabinetu.

W tym scenariuszu, forsowanym od dłuższego czasu przez Pałac Prezydencki, najczęściej wymienia się, choć wyłącznie nieoficjalnie, jako przyszłego premiera byłego unijnego komisarza, znanego ekonomistę Mario Montiego. Ku takiemu rozwiązaniu skłania się także centrolewicowa opozycyjna Partia Demokratyczna. Były przewodniczący Komisji Europejskiej, były dwukrotny premier Romano Prodi będąc wyrazicielem stanowiska lewicy oświadczył niedawno: "Tylko Monti może nas ocalić". Jako innego kandydata wymienia się również wywodzącego się z centrolewicy byłego szefa rządu Giuliano Amato.

Lecz na takie rozwiązanie nie chce przystać sam Berlusconi i jego frakcja. Ustępujący szef rządu oświadczył, że "nie do pomyślenia" i "niedemokratyczne" byłoby przekazanie rządów opozycji bez wyborów. Centroprawica, domagając się ich rozpisania, najlepiej na początku lutego, wskazuje jako swojego kandydata na premiera ministra sprawiedliwości i sekretarza generalnego partii Berlusconiego, jego namaszczonego następcę - Angelino Alfano.

Dla prezydenta Napolitano wybory to jednak ostateczność. W nocie wydanej w reakcji na pogorszenie się sytuacji Włoch na rynkach finansowych Napolitano podkreślił: "W krótkim czasie sformowany zostanie nowy rząd, który po uzyskaniu wotum zaufania w parlamencie będzie mógł podejmować dalsze konieczne decyzje, albo parlament zostanie rozwiązany, by dać początek kampanii wyborczej, która trwałaby możliwie najkrócej".

Spodziewając się politycznego impasu, prezydent zaapelował do ugrupowań o otwarcie i wyzbycie się dawnych uprzedzeń. "Potrzebne są nam szybkie decyzje, odpowiedzialność i narodowa zgoda" - przypomniał.

Podczas gdy, jak wynika z wypowiedzi przewodniczących obu izb parlamentu, szybkie uchwalenie ustawy stabilizacyjnej możliwe jest w ciągu tygodnia, dalsza przyszłość pozostaje wielką niewiadomą.

Szef Izby Deputowanych, polityczny przeciwnik, a dawniej sojusznik Berlusconiego Gianfranco Fini zaapelował o powołanie nowego rządu w ciągu siedmiu dni, by - jak powiedział - "pogodzić kraj z rynkami i z Europą oraz uratować gospodarkę". Centroprawicowe opozycyjne ugrupowanie Przyszłość i Wolność założone przez Finiego również skłonne jest poprzeć Mario Montiego jako premiera.

Politycy, którzy opuścili w tych dniach szeregi partii premiera, wyrażają przekonanie, że "agonia" obecnego rządu musi trwać jak najkrócej. Uważają, że ewentualna gra koalicji na czas i opóźnianie zakończenia prac legislacyjnych, czego się obawiają, byłyby - jak mówią - "szaleństwem".

Każdy obywatel płaci z własnej kieszeni za obecny klimat niepewności - argumentuje polityk centrolewicy, przewodniczący władz prowincji Rzym Nicola Zingaretti. Według jego szacunków, opartych na zanotowanych w ciągu ostatnich 10 dni skokach na giełdach, nerwowo reagujących na wydarzenia polityczne, każdego mieszkańca Italii kryzys ten kosztował 200 euro.