Giełdy osiągają wyniki jakich nie widzieliśmy od wczesnego listopada, a waluty gospodarek wschodzących i podatne na wahania (zwłaszcza dolar australijski) zyskują przeciętnie 1% w stosunku do dolara. Euro również daje sobie dość dobrze radę, co częściowo można przypisać dużej ilości krótkich pozycji, których utrzymanie staje się coraz bardziej obciążające wraz ze wzrostem kursu. Jeśli przeanalizować dokładniej wczorajsze spotkanie Merkel/Sarkozy okazuje się, że nie wpłynęło ono specjalnie pozytywnie na rynki, a zwłaszcza nie umocniło wiary w to, że przywódcy obrali właściwą drogę. Ogłoszone propozycje nie tylko odzwierciedlają brak zrozumienia przyczyn kryzysu, ale także nie dostarczyły nawet częściowego planu jego pokonania. Handel na rynkach wydaje się być napędzany domysłami i oczekiwaniem, że EBC okaże się bardziej agresywne niż liderzy – rynki pokładają duże nadzieje w wydarzeniach najbliższych dni.

Zagrożenie dla niedźwiedzi euro

W ostatnich tygodniach coraz więcej wskazywało na to, że inwestorzy próbują wycofać fundusze z euro. Fundusze SFW, które wcześniej chętnie kupowały osłabioną walutę teraz decydują się na to coraz rzadziej. Managerowie funduszy również ograniczają ekspozycję na euro na rzecz innych walut, np. jena i dolara. Klienci dysponujący znacznym kapitałem wycofywali swój majątek z inwestycji w euro, preferując wysokiej klasy nieruchomości w Londynie, depozyty dolarowe i złoto. Zgodnie z najświeższymi danymi CFTC ilość krótkich pozycji EUR zwiększyła się gwałtownie do 100k w ostatnim tygodniu listopada. To bardzo blisko rekordowego poziomu w czasie ostatniego eurokryzysu, ponad 18 miesięcy temu. W maju i pierwszej połowie lipca 2010 ilość pozycji sell wynosiła 100k. W tym okresie kurs euro spadł z 1,33 do zaledwie 1,20 na początku lipca, zanim odbił w górę w październiku (do 1,40). W tamtym okresie wielu inwestorów odczuło boleśnie presję na krótkie pozycje, zwłaszcza jeżeli nie zdążyli ich zamknąć na czas. W tej chwili mamy do czynienia z podobnym zagrożeniem. W najbliższym czasie nie można wykluczyć dalszego otwierania krótkich pozycji przez inwestorów, w czasie kiedy inwestorzy instytucjonalni i majętni wycofują się ze wspólnej waluty. Jednak przeważa krótki trend, który w efekcie może okazać się jednak przeceniony.

SBN znów musi wyjść przed szereg

Reklama

Na najbliższym spotkaniu Centralny Bank Szwajcarii będzie musiał podjąć decyzję o kolejnej interwencji, podobnej do wrześniowej, w ramach której wprowadzono limit 1,20 dla eurofranka. Wczorajsze dane CPI tylko wzmacniają obawy, które wyraziła część urzędników SBN. Ceny konsumentów spadły o 0,5% rok do roku a gospodarka wydaje się na nowo pogrążać w recesji, spychana zawyżonym kursem wymiany i dezintegracją ekonomiczną Europy. Stopy procentowe na poziomie bliskim zera muszą motywować bank do rozważenia kolejnego podniesienia limitu. Zgodnie z niektórymi szacunkami, parytet siły nabywczej sugeruje, że CHF powinien znajdować się bliżej poziomu 1,50 niż 1,24. Byłoby bardzo zaskakujące, gdyby SBN tylko nieznacznie zwiększył limit byłoby to zaskakujące biorąc pod uwagę jak niebezpieczny jest zestaw ekonomicznych i finansowych wyzwań. Naszym zdaniem ma spotkaniu w przyszłym tygodniu SBN podniesie limit co najmniej do 1,30.

Niejasności komunikatu Merkozy

W oświadczeniu Merkozy można zauważyć trzy spore braki. Po pierwsze, arbitralne ograniczenie deficytu budżetowego do 3% i automatyczne sankcje po jego przekroczeniu nie biorą pod uwagę stabilności zadłużenia, ani aktualnego ujemnego bilansu który ma wpływ na konieczność zewnętrznego finansowania długu. Po drugie, mechanizmy implementacji i kontroli nadal są niewydolne, co oznacza, że jeden z największych problemów nadal nie został rozwiązany. W latach 1990-2007 kraje założycielskie wspólnoty nie spełniły kryteriów Pakietu Stabilizacji i Wzrostu SGP w 19% przypadków odnośnie deficytu i w 42% przypadków w kwestii zadłużenia. Tylko połowa spełniła kryteria zadłużenia w pierwszym roku istnienia wspólnej waluty. Udzielano oczywiście „dyspensy”, ale później ogólne wymagania zostały obniżone, początkowo przez Francję i Niemcy. Ostatecznie, nie mamy unii fiskalnej. Ok, może nigdy nie mieliśmy jej mieć, ale ten twór który widzimy jest tylko jej cieniem. Może wprowadzenie porządnej unii fiskalnej na tym etapie jest postrzegane jako przesada ( mimo że euroobligacje i obligacje wspólnoty są akceptowane), ale system centralnego nadzoru z wadliwie funkcjonującym systemem sankcji i zdyskredytowaną wartością odniesienia deficytu nie jest właściwym sposobem na osiągnięcie fiskalnej harmonizacji. Kiedy zrobi się gorąco, potrzeby i interesy państwa przeważą potrzeby Unii i jej decyzje budżetowe. I czy kary aby na pewno odniosą skutek? Po okresie w którym kilka państw miało władzę i wpływ na działania całej wspólnoty cięzko sobie wyobrazić, że sankcje coś zmienią. Unia fiskalna wymaga przynajmniej trzech scentralizowanych systemów: podatkowego, wydatków i podejmowania decyzji. Propozycja Merkozy ich nie zawiera, co skazuje ją na porażkę.

ikona lupy />
Simon Smith, główny ekonomista FXPro / Inne