"Politycy nie wzięli pod uwagę opinii społeczeństwa. W zasadzie pokazali, że władza w Rosji rozgrywa się w wąskim kręgu. Obecne demonstracje mogą wskazywać na początek końca Putina. Ale kiedy ten koniec będzie, nie wiemy. Putin ma cały czas wysokie poparcie społeczne, ale jest symbolem minionych czasów. Na pewno władza w Rosji boi się demonstrantów.

>>> Czytaj też: Początek kolejnej rewolucji? Policja i wojsko na ulicach Moskwy

Zwycięstwo w wyborach parlamentarnych partii Putina nie było tak miażdżące jak oczekiwano. Zmieniły się trendy i jego poparcie może drastycznie spaść. W zaistniałej sytuacji kluczowe będzie rozegranie przez Putina wyborów prezydenckich. Jeśli będzie chciał pójść ostrym kursem, by je wygrać, to obawiam się, że może sobie sprawić problem. Jeżeli w kampanii będzie nieco łagodniejszy, to może być druga tura.

Obecne manifestacje pokazują, że w Rosji bardzo powoli zaczyna się rodzić społeczeństwo obywatelskie. Wcześniej nie było przesłanek, że demonstracje w Rosji będą miały miejsce. Kraj ten jest dziś bardziej otwarty niż przed laty. Młodzi ludzie wyjeżdżając mają kontakt ze światem. Dużą rolą pełni tu internet. Do niedawna tak ostre artykuły gazet opozycyjnych jak dziś nie były możliwe.

Reklama

>>> Zobacz też: Rosja: Przebudzenie nowego pokolenia?

Politycy tego kraju bali się bardzo wydarzeń w Afryce Północnej. Ludzie w Rosji widzieli, że nagle w krajach, gdzie były dyktatury, społeczeństwa potrafią wyjść na ulicę i zmienić władzę. Mogło to mieć wpływ na obecne wydarzenia.

Rosja zmaga się z wielkimi problemami. Taką kwestią są granice z Chinami i Kaukaz, gdzie jest wciąż niebezpiecznie. Dla tak wielkiego państwa to jest gigantyczny problem. Rosja ma też problemy demograficzne i modernizacyjne. Korzyści ze wzrostu cen ropy naftowej na świecie nie są odczuwalne przez społeczeństwo. Zyskuje na tym tylko garstka oligarchów".