Kiedy nieco ponad dwa lata temu Zbigniew Jagiełło zostawał prezesem największego polskiego banku, niektórzy mówili, że nigdy nie był bankowcem i raczej nim nie zostanie. Miniony rok pokazał, że to Jagiełło dyktuje rynkowi reguły gry.
Cel, jaki postawił w strategii przedstawionej na początku kadencji, był ambitny – PKO BP ma być liderem we wszystkich głównych segmentach rynku. Tymczasem oferta detaliczna banku i wygląd placówek sprawiały, że najczęściej zaglądali do niego emeryci, a klientów ubywało z miesiąca na miesiąc. Jagiełło, chcąc temu zaradzić, nie zawahał się użyć kontrowersyjnych metod i zgodził się na kampanię reklamową z udziałem Szymona Majewskiego. Oprócz zabawnych spotów klienci dostali nową ofertę, której głównym elementem były darmowe konta.
Kampania medialna to pierwszy etap modernizacji banku. Jagiełło zapowiedział, że w ciągu kilku najbliższych lat chce wyremontować wszystkie placówki. PKO BP ma się także pojawić w nowych miejscach, m.in. sypialniach dużych miast. Gigant powoli wdraża też standardy obsługi, które od dawna działają w innych bankach komercyjnych, a także zaczyna płacić pracownikom tyle samo, ile konkurencja. Jednocześnie przy tak dużych nakładach bank osiągnie rekordowy wynik za w 2011 r. Analitycy szacują, że wyniesie ok. 4 mld zł.
Wiosną Jagiełło pokazał niedowiarkom, że jego pozycja w PKO BP jest bardzo mocna. W tym banku zarządy zmieniają się jak w kalejdoskopie, wystarczy mały konflikt z ministrem skarbu, a prezes musi odejść. Dlatego kiedy rada nadzorcza ogłosiła konkurs na nowego szefa, niektórzy mówili, że jego dni są policzone. Ostatecznie 2 marca został wybrany na kolejną kadencję.
MAO