Gdy w 2003 r. Jan Krzysztof Bielecki otrzymał propozycję objęcia fotela prezesa zarządu Pekao SA, zapytano go, jakie ma kompetencje do zarządzania drugą co do wielkości krajową grupą finansową. – Zarządzałem największą spółką na tym rynku – Polską, i to w okresie transformacji. Myślę, że to najlepsza rekomendacja – odparł.
Choć jest jedynie doradcą Donalda Tuska, wielu polityków oraz ekonomistów uważa, że to numer trzy w rządzie: zaraz po premierze i ministrze finansów. Czasami nawet jest nazywany numerem dwa. W końcu to on namówił premiera, by ministrem finansów mianował Jacka Rostowskiego.
Z premierem łączy Bieleckiego nie tylko służbowa zależność, ale przede wszystkim wieloletnia przyjaźń i hobby – piłka nożna. Dlatego to z nim Donald Tusk konsultuje najważniejsze zmiany – od ubiegłorocznej reformy OFE poczynając. To także Bielecki natchnął rząd ideą wydzielenia kluczowych dla państwa spółek i niesprzedawania ich kapitałowi zagranicznemu (lata temu był przeciwnikiem przejmowania największej grupy ubezpieczeniowej PZU przez holenderskie Eureko).
Dziś Bielecki uważa, że Polska niepotrzebnie sprzedała większość banków inwestorom zagranicznym. Podpowiada, że teraz – gdy ci wystawiają nasze banki na sprzedaż – powinny być one przejmowane przez rodzimy kapitał. Rząd z radością przyklasnął temu pomysłowi. I choć żadna taka transakcja jeszcze się nie powiodła, w tym roku ta koncepcja nadal będzie faworyzowana.
BT