Z Borno Janekovicem, szefem Franklin Templeton Investments na region Europy Centralnej i Wschodniej, rozmawia Piotr Rosik.

W co powinien teraz inwestować drobny polski inwestor, mający do dyspozycji niewielką sumę, powiedzmy między 10 a 40 tys. zł?

Najpierw trzeba odpowiedzieć na pytanie: jak powinien inwestować. Inwestor, bez względu na to, czy ma 1 tys. zł, czy 1 mln zł, powinien pamiętać o podstawowych zasadach zdrowego inwestowania. Czyli kupować wtedy, gdy wszyscy sprzedają, a sprzedawać kiedy inni kupują. Powinien zdywersyfikować swój portfel tak bardzo, jak się tylko da. Nie powinien natomiast w żadnym razie inwestować pieniędzy, które nie są jego pieniędzmi. Czyli absolutnie nie powinien zaciągać kredytów czy pożyczek po to, by dokonać inwestycji.

>>> Czytaj też: DI BRE: Jak inwestować w 2012 roku?

Reklama

Powiedział Pan o dywersyfikacji. Jak daleko powinna być posunięta?

Tak bardzo, jak to tylko możliwe. Chyba we wszystkich językach świata istnieje mądre powiedzenie: nie wkładaj wszystkich jajek do jednego koszyka. Jako inwestorzy powinniśmy mieć jak najwięcej jajek w jak największej liczbie koszyków. Ten, kto zna przyszłość, mógłby kupić jedno aktywo, które przyniesie najlepszy zwrot w najbliższych latach. Ale problem w tym, że nie ma chyba wielu takich ludzi (śmiech).

Czy polscy inwestorzy popełniają błąd zbyt dużej koncentracji?

Tak, jak większość inwestorów. Ludzie zbyt rzadko postrzegają całe swoje życie w kategoriach inwestycyjnych. Nie biorą na przykład pod uwagę, że praca w kraju, w którym mieszkają, jest swego rodzaju obligacją, która daje co miesiąc pewien stały kupon. Jeśli są właścicielami nieruchomości w tym kraju, mają dodatkową ekspozycję na ryzyko związane z tym, co się będzie działo z gospodarką. A więc i praca i posiadanie nieruchomości w tym samym kraju powoduje, że nie powinno się już dodatkowo inwestować w tymże państwie, a raczej szukać okazji na innych rynkach.

Czemu ludzie tak nie robią?

Uważają, a to jest tylko złudzenie, że bardzo dobrze orientują się w sprawach swojego kraju, że znają się na lokalnych spółkach i że potrafią przewidzieć, w co w ich kraju warto inwestować. To złudzenie powoduje, że portfele Niemców mają ekspozycję głównie na rynek niemiecki, Czechów – na czeski, a Polaków – na polski. Tymczasem prawidłowo zbudowany portfel powinien mieć ekspozycję na różne rynki na różnych kontynentach, i zawierać tym więcej bezpiecznych aktywów, im starszym się jest. Młodsi inwestorzy mogą w portfelu trzymać nawet do 60 proc. akcji i funduszy akcyjnych.

No tak, ale im mniej się ma pieniędzy, tym trudniej inwestycje zdywersyfikować…

Wręcz przeciwnie – jeśli ma się niewystarczającą ilość gotówki, to fundusze inwestycyjne bardzo dobrze nadają się do dywersyfikacji inwestycji. Mając w swoim koszyku inwestycyjnym np. fundusz typu global equity, otrzyma Pan zdywersyfikowany portfel akcji obejmujący cały świat.

Czy to dobry czas na inwestowanie?

Zawsze jest dobry czas na inwestowanie.

Chodziło mi o akcje.

Generalnie tak, jeśli myśli się o inwestycji w długim terminie. Teraz akcje są bardzo tanie. Warto kupować papiery polskich i europejskich firm, a także azjatyckich i południowoamerykańskich – tych, które działają w dynamicznie rozwijających się krajach.

Ostatni rok na rynku dostępnych w Polsce funduszy był bardzo zły. Mniej niż jedna trzecia przyniosła jakiekolwiek zyski. Czy wciąż warto inwestować w fundusze?

Tak. Po pierwsze, one umożliwiają dokonanie dogłębnej dywersyfikacji portfela. W praktyce tylko dzięki funduszom polski inwestor może nabyć obligacje wielkich korporacji czy akcje spółek np. z Tajlandii. Poza tym funduszami zarządzają specjaliści, którzy na przestrzeni wielu lat z pewnością osiągną lepsze wyniki niż początkujący inwestor, który chciałby inwestować na własną rękę.

Czy pokusi się Pan o jakieś konkretne wskazania, w jakie branże, czy na jakich rynkach warto teraz kupować?

Aby udzielić odpowiedzi na to pytanie, należy popatrzeć co się dzieje w USA, Europie i Chinach. Sądzę, że Ameryka będzie się zachowywać w tym roku bardzo dobrze. W przypadku Chin tempo wzrostu PKB spadnie, ale wciąż pozostanie wysokie. Europa – tu jest problem, czyli nierozwiązany kryzys zadłużeniowy, którego przezwyciężenie będzie bardzo dużo kosztować.

Czyli Ameryka?

Jestem zdania, że USA, a więc i amerykańska giełda, sprawią w tym roku bardzo miłą niespodziankę. Przyjmowanie ekspozycji na europejski rynek zalecałbym tylko w bardzo długim terminie. Uważam, że wciąż wiele problemów jest ukrytych lub nie jest zawartych w cenach akcji europejskich spółek.

A jak sobie poradzą rynki wschodzące?

Chiny stają się powoli z wielkiego producenta wielkim konsumentem. To dobrze wróży spółkom chińskim i innym firmom z rynków wschodzących. Problem mogą mieć kraje wschodzące mocno zależne od Europy, czyli na przykład Polska czy Turcja.

Na najniższych poziomach od połowy lat 90. są akcje spółek greckich i węgierskich. Czy to okazja inwestycyjna?

Oczywiście możliwe jest, że na giełdach tych krajów są notowane ciekawe spółki, które są obecnie nisko wyceniane. Ale zalecałbym jednak wyszukiwanie podobnych okazji na innych rynkach.

Przykład Irlandii pokazuje, że kraje tak łatwo nie upadają, a gospodarki potrafią wyjść z naprawdę dużych tarapatów…

Owszem, ale w przypadku Irlandii było duże społeczne zrozumienie dla reform. Podobnym przykładem są też kraje nadbałtyckie, które przeszły udanie przez bolesne reformy gospodarcze. U Greków tego nie widzę, nie widzę chęci zmiany i przyzwolenia na zaciskanie pasa. To jest problem i wskazanie, że w przypadku Grecji może jednak nie być happy endu.

Wspomniał Pan, że rozwiązanie problemów Europy będzie dużo kosztowało. Rozumiem, że to może się wiązać ze wzrostem inflacji. Czy warto chronić się przed nią kupując metale szlachetne?

Złoto podrożało kilkukrotnie w ostatnich 10 latach. Jest ono walutą strachu. Uważam, że na złocie utworzyła się bańka spekulacyjna, głównie na skutek działalności funduszy inwestycyjnych. Może ona pęknąć w momencie rozwiązania problemów światowego systemu finansowego. Kupowanie złota w formie fizycznej - na przykład monet, oczywiście w bardzo długim terminie - jest dobrym pomysłem. Kupowanie jednostek uczestnictwa funduszy opartych na złocie? To może być ryzykowne.

W ostatnich miesiącach bardzo rośnie zainteresowanie polskich inwestorów funduszami dłużnymi. Słusznie?

To naturalna reakcja w warunkach niepewności. Polscy inwestorzy powinni jednak pamiętać, że kupując jednostki polskich funduszy, kupują przede wszystkim polski dług. Powinni natomiast zdywersyfikować portfel, czyli kupować fundusze z ekspozycją na inne kraje. Według mnie bardzo atrakcyjne stopy zwrotu mogą w najbliższej przyszłości zapewnić fundusze inwestujące w dług globalnych korporacji. Ceny takich papierów będą rosły, bo coraz łatwiej wyobrazić sobie bankructwa państw, a coraz trudniej – McDonald’s, Coca Coli, Apple czy Google.

Wydaje mi się, że cały czas zachwala Pan zagraniczne fundusze nie poruszając poważnej kwestii. Kupując zagraniczne fundusze denominowane w innej walucie niż złoty narażamy się na ryzyko kursowe. Jak rozwiązać ten problem?

Ma Pan rację. Dlatego też, specjalnie dla polskich klientów, wprowadziliśmy ofertę 8 funduszy inwestycyjnych z ograniczonym ryzykiem kursowym względem złotówki, dzięki czemu nie ma potrzeby martwienia się o wahania kursów walut.

Franklin Templeton Investments to międzynarodowa firma zarządzająca 670 mld dolarów. W Polsce zainwestowała około 40 mld zł.

>>> Czytaj też: Premier Chin: chcemy pomóc Europie zwalczyć kryzys, a nie ją wykupić