Zmieniło się postrzeganie banków. Jeden z rzeczników konsumentów powiedział, że dla ludzi banki już nie są instytucjami zaufania publicznego, tylko firmami nastawionymi na zysk. Czy to korzystna zmiana dla instytucji finansowych?
Myślę, że to nieugruntowana i raczej odosobniona opinia. Wyniki badań pokazują, że Polacy ufają bankom, czego dowodem jest choćby to, że w ostatnich kwartałach, a więc w czasach kryzysu, najchętniej lokują swoje oszczędności właśnie w nich. Aż 85 proc. jest zadowolone z usług swojego banku i byłoby skłonne polecić je znajomym. Natomiast rzeczywiście, w roku 2009 odnotowaliśmy spadek ogólnej opinii o bankowości. Taki był skutek informacji o problemach sektora w innych krajach i interwencjach, jakie trzeba było tam podejmować, oraz nakładach, jakie na restrukturyzację tamtejszych banków musieli ponieść podatnicy.
>>> Czytaj też: Marcowa projekcja NBP sugeruje potrzebę podwyżki stóp procentowych
Ale polskie banki także zapracowały na to pogorszenie opinii – choćby sprawa opcji walutowych. Okazało się, że wiele firm popadło w poważne kłopoty z powodu instrumentów, które sprzedały im banki.
W minionych latach tysiące przedsiębiorców zabezpieczały się przed ryzykiem związanym ze zmianą kursów walut. Dzięki temu wielu z nich zbudowało potencjał swoich firm. Ale ze względu na gwałtowne zaburzenia na globalnym rynku walutowym, z jakimi mieliśmy do czynienia w tamtych latach, część przedsiębiorców nie uzyskała oczekiwanych korzyści. Oczywiście ci, którzy mieli realne wpływy walutowe, na spadku kursu złotego odzyskali część bądź całość spodziewanych przychodów. W najgorszej sytuacji znalazły się dwie grupy przedsiębiorców. Pierwsza to ta, w której z powodu upadku partnera handlowego lub braku dostatecznych zabezpieczeń prawnych doszło do zerwania kontraktu. Jednak na takie sytuacje banki nie miały wpływu. Druga grupa – i tu sytuacja była o wiele bardziej złożona – to ci przedsiębiorcy, którzy zawierali kontrakty opcyjnie w sytuacji, kiedy nie powinni tego robić. Nie mieli rzeczywistych przesłanek do korzystania z takiego instrumentu finansowego, a zawarli je nawet z kilkoma instytucjami. W wielu sprawach toczą się w tej chwili postępowania, kilkadziesiąt jest w arbitrażu przy Związku Banków Polskich. Najważniejsze, że w wielu przypadkach firmy i banki usiadły do stołu i próbowały rozwiązać wspólnie konkretne sytuacje, i bardzo często to się udawało. To dowód odpowiedzialności i świadomości, że w tej nadzwyczajnej sytuacji potrzebny był kompromis. Ciekawe jest to, że opinia przedsiębiorców o działalności banków między 2007 a 2011 poprawiła się. Biznesmeni lepiej oceniają banki teraz niż przed kryzysem. Natomiast to pogorszenie ogólnej opinii odnotowano wśród klientów indywidualnych.
Tu mogły zaszkodzić spready. W wielu bankach kursy walut, stosowane przy spłacaniu kredytów walutowych, są po prostu zbyt wysokie. Dla wielu osób dotkniętych spadkiem kursu złotego był to szok, że banki chcą dodatkowo na nich zarabiać dzięki spreadom.
Każdy bank, oferując określone produkty finansowe, kalkuluje je nieco inaczej, gdyż ma inne warunki dostępu do źródeł finansowania – zarówno krajowego, jak i międzynarodowego. W ramach tej kalkulacji tak kształtuje zarówno przychody, jak i koszty, aby osiągnąć określony wynik finansowy. W wiele produktów został wkomponowany mechanizm, wedle którego niższe odsetki są równoważone wyższymi spreadami albo odwrotnie. Tu jest niezmiernie ważne przypomnienie dla wszystkich – trzeba dokładnie czytać umowy. I warto edukować analityków, doradców i prasę profesjonalną, aby potrafili klientom wyjaśnić różne mechanizmy kredytowe i naświetlić sytuacje, w jakich mogą się klienci znaleźć.
Czytałem swego czasu kilka umów kredytowych i nie zauważyłem, aby była tam informacja, że niższe odsetki bank będzie sobie rekomendował wysokimi spreadami.
Być może nie zostało to tak dokładnie zapisane, ale rozszyfrowanie tego mechanizmu nie nastręcza wielkich kłopotów. Wystarczy, aby zostało tam użyte sformułowanie, że na wysokość spreadu będą rzutowały warunki, na jakich bank będzie w stanie pozyskiwać walutę. Proszę pamiętać, że na życzenie klienta bank przedstawia różne symulacje i scenariusze. Teraz te sprawy są dobrze opisywane w umowach. Banki i klienci muszą wyciągać wnioski z praktyk negatywnie rzutujących na budowanie relacji opartych na zaufaniu.
Mimo poprawy postrzegania banków przez przedsiębiorców, o której pan mówił, mamy kolejny konflikt. Detaliści chcą od banków obniżenia opłaty interchange, która jest u nas najwyższa w Europie. Tymczasem banki na tę obniżkę nie chcą się zgodzić.
Ponad 10 lat temu do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów została skierowana sprawa przeciwko bankom, ZBP i organizacjom płatniczym. Postawiono nam zarzut zmowy. Znaleźliśmy się w sytuacji, że przy każdej decyzji – bez względu na to, jaką chcielibyśmy podjąć – moglibyśmy zostać ukarani za porozumiewanie się. W tym czasie w Polsce przybyło kilkanaście milionów kart płatniczych, kilka milionów kart kredytowych, wiele tysięcy punktów akceptacji. Zmieniły się przepisy o obrocie bezgotówkowym, zarówno polskie, jak i europejskie, co zmusiło nas do zmodernizowania całego systemu płatniczego, wyposażenia kart w mikroprocesory, przebudowy i rozbudowy sieci bankomatów w Polsce. Proszę pamiętać, że nie otrzymaliśmy tego w prezencie, te nakłady ponosili klienci banków i same banki.
>>> Polecamy: Dlaczego złoty nie jest silniejszy od forinta?
Jednocześnie pomimo wielkiego wzrostu liczba punktów akceptacji kart jest nadal kilkakrotnie mniejsza w stosunku do potrzeb. W 2007 roku wystąpiliśmy z propozycją – wspólnie z Narodowym Bankiem Polskim – przyjęcia przez rząd programu rozwoju obrotu bezgotówkowego. To był sposób na wyjście z impasu, jako że cały czas banki są związane postępowaniem sądowym o zmowę. W tym programie od początku była wpisana opcja obniżania opłaty interchange.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że dochody z opłaty interchange w części składały się na zyski sektora bankowego, które w dużym stopniu były reinwestowane i stały się częścią owych 120 mld zł, które stanowią obecnie kapitał sektora bankowego. I między innymi dzięki tym kapitałom nasz system bankowy okazał się tak bezpieczny i stabilny w okresie kryzysu.
Nadal jednak nie wiem, czy banki zgodzą się na redukcję średniej opłaty interchange, jak chce tego NBP, o 0,5 pkt proc. od początku przyszłego roku?
Nie chcę wypowiadać się co do konkretnej wielkości, jednak moim zdaniem jest wielka szansa na obniżanie interchange, ale ważne, aby propozycja przedstawiona przez NBP sprzyjała realnie rozwojowi sieci akceptacji kart płatniczych.
Chodzi m.in. o eliminację przepisów, które uniemożliwiają użycie obrotu bezgotówkowego w niektórych instytucjach, zwłaszcza publicznych, oraz o mechanizmy wspierające zwiększanie liczby punktów akceptacji. Te ostatnie mogą być podobne do beneficjów, jakie są stosowane przy wymianie kas fiskalnych. Ostatnio zaproponowaliśmy pewną ścieżkę schodzenia z opłatą interchange, nieco mniej radykalną niż zaproponowana przez NBP, ale z gwarancjami przeznaczenia przez banki pieniędzy na rozwój. Nie chcieliśmy akceptować radykalnej obniżki, która spowoduje, że nie będzie pieniędzy na finansowanie rozwoju sieci akceptacji.
Nie obawia się pan jednak, że znowu na stabilność naszego systemu bankowego będzie rzutować sytuacja zagraniczna? Sporo banków matek polskich instytucji ma problemy finansowe, mówi się w niektórych przypadkach o nacjonalizacji. Jak w tej sytuacji można chronić stabilność sektora?
Najistotniejsze było uzgodnienie na poziomie G20 i Unii Europejskiej, że jeśli banki będą wymagały dokapitalizowania, a nie znajdą finansowania na rynku, uzyskają pomoc od państwa. To oznacza, że banki zagraniczne – często będące spółkami matkami polskich instytucji – w przypadku konieczności zostaną dokapitalizowane. Poza tym polskie banki są dobrze nadzorowane i zarządzane, i osiągają dobre rezultaty. Ich właściciele w ostatnich latach zachowywali się bardzo odpowiedzialnie. Większość lub całość zysków była przeznaczana na podnoszenie funduszy własnych.
Ale było to często wymuszane przez nadzór.
Takie jest zadanie nadzoru ostrożnościowego. Ale najistotniejsze jest to, że inwestorzy – zarówno zagraniczni, jak i krajowi – w wyniku apelu lub rozmów bezpośrednich postępowali w sposób właściwy. Proszę zwrócić uwagę, że porozumienia dotyczące konieczności podniesienia kapitałów własnych banków zostały zawarte kilka kwartałów temu, a inwestorzy skapitalizowali polskie banki znacznie wcześniej. I na dodatek mamy – Polska pod tym względem jest jednym z nielicznych krajów – mocny Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Polacy pod tym względem okazali się mądrymi przed kryzysem. Mamy dowody, że także po kryzysie będziemy mądrzy. Ale trzeba pamiętać, że bezpieczeństwo kosztuje.
Nie obawia się pan, że rządy, które znacjonalizują i dokapitalizują banki mające spółki w Polsce, będą wymagać od swoich instytucji działań, korzystnych dla nich, a nie dla polskiego systemu bankowego i polskiej gospodarki?
Trzeba pamiętać, że nacjonalizacja ma być rozwiązaniem okresowym. Potem trzeba będzie znaleźć inwestorów dla tych instytucji. A wtedy posiadanie banku w Polsce – takiego, który dobrze działa – będzie argumentem za uzyskaniem dobrej ceny. Poza tym dzisiaj wszyscy – i rządy, i instytucje finansowe, i ciała nadzorcze – odpowiadamy za odbudowę zaufania pomiędzy bankami a klientami, bankami a państwami, a także często pomiędzy poszczególnymi krajami.
Z tym zaufaniem nie zawsze jest najlepiej. Przykładem może być nadzór austriacki, który nakazał bankom, aby ograniczyły zaangażowanie swoich spółek zależnych w akcję kredytową w Europie Środkowej.
Powinnością polskich władz, NBP, nadzoru, ale także takiej instytucji jak Związek Banków Polskich jest zabieganie o to, aby pojawiające się czasem praktyki czy regulacje nie przybrały formy niekorzystnej dla naszej gospodarki. Od kilku kwartałów zwracamy uwagę, że niektóre obecnie proponowane w UE regulacje, dotyczące zarządzania kapitałami i płynnością, mogą być niekorzystne dla takich krajów jak Polska. Zaangażowaliśmy do tego procesu Federację Bankową Unii Europejskiej, skierowaliśmy odpowiednie wystąpienia do komisarzy unijnych, do Parlamentu Europejskiego. Od wielu lat wyrażamy opinię, że stabilnemu rozwojowi instytucji finansowych sprzyja stan, w którym poważna część sektora bankowego jest związana z rodzimym kapitałem, ale również sytuacja, w której bardzo wiele do powiedzenia w sprawie instytucji finansowych mają nadzory krajowe. Udowodniliśmy jako Polska, że tego typu model powinien być rozwijany.