W Europie Zachodniej, podobnie jak w USA, przeważali inwestorzy kupujący akcje, ale handel odbywał się przy niewielkich obrotach, ale wykresy niemieckiego indeksu DAX, francuskiego CAC40 czy DJEurostoxx50 zdecydowanie nie przypominają swoich odpowiedników z Wall Street - wszystkie mają przed sobą jeszcze od kilkunastu do kilkudziesięciu procent do osiągnięcia szczytów z ubiegłego roku, co jest jedną z oznak ostrożności inwestorów w stosunku do strefy euro.

Inną może być trwająca od dwóch tygodni wyprzedaż euro względem dolara na rynku walutowym. Prawdopodobnie mamy właśnie do czynienia z powolną zmianą warunków gry na rynku walutowym i każdorazowe wyjaśnianie silniejszych ruchów pary euro-dolar rosnącą bądź spadającą skłonnością inwestorów do ryzyka wkrótce przestanie być właściwym kluczem do zrozumienia zachowania rynków. Sądzę, że rozpoczęte pod koniec lutego dynamiczne umocnienie amerykańskiej waluty wynika nie tyle z nowych wątków szeroko pojętego kryzysu finansowego w strefie euro, co z ewidentnej przewagi gospodarki Stanów Zjednoczonych nad wspólnym europejskim rynkiem.

Trudno dziwić się, że kapitał powol opuszcza iStary Kontynent i przenosi się do USA, gdzie przedsiębiorcy przyspieszają tempo tworzenia nowych miejsc pracy a konsumenci z miesiąca na miesiąc kupują coraz więcej. Potwierdziły to m.in. wtorkowe dane o sprzedaży detalicznej w USA, która wzrosła o nieco silniej niż oczekiwali ekonomiści (1,1 proc.m/m wobec prognozy 1 proc. m/m). Ten wynik jest o tyle wart podkreślenia, że w ostatnich danych o PKB Stanów Zjednoczonych za wzrost odpowiadały przede wszystkim rosnące zapasy a nie finalny popyt.

Ponadto, inwestorzy, którzy nie tylko wysłuchują wypowiedzi ważnych polityków i urzędników, ale również krytycznie je analizują, w ostatnich dniach mogli mieć nie lada ubaw. We wtorek usłyszeliśmy z ust przewodniczącego EBC Mario Draghiego, że inflacja nie jest obecnie zagrożeniem, podczas gdy dzień wcześniej dane z jego ojczyzny wskazały, że ceny we dóbr konsumenckich we Włoszech są obecnie o 3,3 proc. wyższa niż przed rokiem. Dzień wcześniej minister finansów Niemiec na szczycie w Brukseli stwierdził, że Hiszpania poczyniła znaczące postępy w naprawianiu finansów publicznych, ale jednocześnie obniżono dla niej poprzeczkę dopuszczając wolniejsze reformy. To o tyle ciekawe, że z najnowszych danych wynika, że zamiast sprowadzić wskaźnik zadłużenia do PKB do obiecanego poziomu 4,4 proc., Hiszpania zdołała obniżyć go jedynie do poziomu 5,8 proc. PKB.

Reklama