Stały wzrost płac w Chinach uderzył w wielu zagranicznych inwestorów, m.in. amerykańskiego producenta kosiarek i małych silników Briggs & Stratton z Milwaukee - wynika z opublikowanego w poniedziałek sondażu Amerykańskiej Izby Handlowej (AmCham).

>>> Czytaj też: Emigracja zarobkowa: gdzie najlepiej wyjechać do pracy?

Chińscy pracownicy umysłowi nie czekają na podwyżki w miejscu zatrudnienia. Zmieniają pracodawcę, jeśli tylko zaoferuje im lepsze warunki.

"Rotacja to dla wszystkich w Chinach poważna sprawa. U nas wynosi 9-10 proc. - powiedział Mark Plum, szef azjatyckiego oddziału firmy Briggs & Stratton w Szanghaju. - A w samym Szanghaju kształtuje się na poziomie 16-20 proc.".

Reklama

Napływ tanich robotników do hal fabrycznych też nie wydaje się jak dotąd nieograniczny. Dlatego producenci coraz częściej biorą pod uwagę przenoszenie produkcji z uprzemysłowionego wybrzeża do biedniejszych regionów Chin w głębi lądu. Niektórzy nawet przenoszą najbardziej pracochłonną produkcję do sąsiednich krajów, jak Wietnam.

Doroczny raport AmCham na podstawie doniesień z 390 firm na temat klimatu biznesowego wskazuje, że głównym zmartwieniem amerykańskich inwestorów w Chinach są obecnie pracownicy i płace.

Zdaniem szefa AmCham Teda Deana wskazuje to na przekształcanie się gospodarki zachodzące obecnie w Chinach; tania praca nie będzie napędzać tam w przyszłości eksportu.

W raporcie AmCham za największe wyzwanie dla biznesu uznano kurczenie się zasobów ludzkich na poziomie kadry zarządzającej. Problem ten wskazywało 43 procent badanych firm, podczas gdy rok temu wymieniało go tylko 30 proc.

Innym z największych wyzwań są koszty pracy w sytuacji spowolnienia gospodarczego. Nadal jednak większość objętych badaniem firm zgłosiło większą stopę zysku w Chinach niż w innych krajach.

W podobnym badaniu opublikowanym w lutym przez AmCham w Szanghaju 90 procent badanych wskazywało na rosnące koszty jako przeszkodę w prowadzeniu działalności. Mniej więcej tyle samo za wyzwanie uznało znalezienie wykwalifikowanych pracowników.

Kim Woodard z firmy konsultingowej InterChina mówi wręcz o "eksplozji świadomości" w tym względzie i wskazuje, że ma to odzwierciedlenie w 20-procentowym wzroście części budżetów na płace.

Rządowe statystyki pokazują, że w chińskich miastach miesięczne płace wzrosły między 2009 a 2010 rokiem przeciętnie o 13,3 proc.

W Chinach dopływ dorosłych na rynek pracy spowolnił i producenci nie mogą liczyć na nieustający napływ tanich rąk do pracy z rejonów wiejskich, pozwalający utrzymywać niskie płace.

W 2005 roku populacja ludności w wieku 20-30 lat spadła w Chinach do około 200 mln. Oczekuje się, że około 2025 roku wzrośnie, lecz następnie w ciągu pięciu lat spadnie ponownie i wyniesie poniżej 200 mln - wynika z danych banku China International Capital Corp.

Za około 5 lat rosnące w Chinach płace przewyższą płace w Meksyku i meksykańskie fabryki będą miały przewagę, jeśli idzie o eksport na rynek USA - ocenia Woodard.

W Chinach gwałtownie rośnie liczba absolwentów koledżów, ale firmy narzekają, że ludzi z kwalifikacjami i doświadczeniem trudno znaleźć, a zatrzymanie ich kosztuje.

Inżyniera z pięcioletnim doświadczeniem można w Chinach zatrudnić za 9 500-20 000 dolarów rocznie - mówi rekrutująca pracowników firma J.M. Gemini. Nie oznacza to wcale, że miejsca pracy przeniosą się z powrotem do USA - przeciętna płaca robotnika w Milwaukee to grubo ponad chiński pułap - 33 140 dolarów rocznie.

Chińscy absolwenci często traktują swoją pracę jako pomost do następnej.

"Tu jest tak, że bierzesz młodego człowieka, który nieźle mówi po angielsku i przepracował już dwa-cztery lata. Jeśli nie skończył jeszcze 30 lat, ma za sobą dwa lata pracy w czterech firmach - wyjaśnia Plum z Briggs & Stratton w Szanghaju. - W Stanach nigdy byś go nie zatrudnił, ponieważ nigdzie nie zagrzał miejsca".

Briggs & Stratton czuje się zmuszona zabiegać w Chinach o lojalność pracowników, wysyła ich na imprezy sportowe i integracyjne. Przy czym, jak zaznacza Plum, "nie jest przyzwyczajona jako firma do zabawiania ludzi". I wyjaśnia: "Gdyby zwolniono cię w Milwaukee, to pracy tam nie ma, więc nikt tej, którą ma, nie rzuca. A tutaj tych miejsc są setki".