Nicolas Sarkozy wraca w kampanii wyborczej do uzdrawiania gospodarki. Na trzy tygodnie przed pierwszą turą francuski prezydent zapowiedział, że w trakcie ewentualnej drugiej kadencji ograniczy deficyt budżetowy kraju aż o 115 mld euro. Dzięki temu w 2016 r. Francja po raz pierwszy od 38 lat nie miałby dziury w finansach publicznych.

Dopadnie ich za granicą

Zasadnicza część planu oszczędnościowego ma pochodzić z cięć wydatków państwa. W ten sposób Sarkozy zamierza we wspomnianych pięciu latach zaoszczędzić 75 mld euro. – To niezbędny warunek, aby francuska gospodarka znów stała się konkurencyjna, mogła szybko się rozwijać i ograniczyła deficyt handlowy. Cięć wymagają w szczególności nadmiernie rozbudowy aparat urzędniczy oraz sektor publiczny, który pochłania aż 56 proc. PKB – mówi DGP Jean-Paul Betbeze, główny ekonomista banku Credit Agricole.
Reklama
Pozostałą lukę (40 mld euro) mają wypełnić większe dochody podatkowe, choć na razie Sarkozy ujawnił tylko część swoich pomysłów na ściągnięcie pieniędzy do państwowej kasy. Wyższych opłat mogą się spodziewać największe koncerny, a także ci Francuzi, którzy uciekli przed podatkami za granicę (zapłacą różnicę między tym, co przekazali obcemu fiskusowi, a należnościami we Francji).
Nowy plan to zmiana strategii kampanii wyborczej Sarkozy’ego. Od oficjalnego zgłoszenia swojej kandydatury 15 lutego koncentrował się on na hasłach trafiających do elektoratu skrajnej prawicy: walce z nadmierną imigracją, zwiększeniu środków na bezpieczeństwo publiczne, sprzeciwie wobec małżeństw gejowskich. W ten sposób chciał odebrać głosy kandydatce Frontu Narodowego Marine Le Pen. O gospodarce Sarkozy zamierzał mówić dopiero przed drugą turą.
Ale ta taktyka przyniosła ograniczone efekty. Przez półtora miesiąca poparcie dla Sarkozy’ego w pierwszej turze wzrosło z 26 do 27,5 proc. (wobec 28,5 proc. dla socjalisty Francois Hollande’a), zaś w drugiej nadal przegrywa on z głównym rywalem stosunkiem głosów 54 do 46 proc.

Socjaliści straszą

Teraz prezydent Nocolas Sarkozy chce wykorzystać rosnące obawy Francuzów przed nieodpowiedzialnością finansową przywódcy socjalistów.
Mimo że dług Francji wynosi już 90 proc. PKB, a kraj stracił według Standard & Poor’s najwyższą ocenę wiarygodności kredytowej, Hollande mnoży obietnice zwiększenia wydatków państwa, a nie ich ograniczenia. Jego 60-punktowy program zakłada zwiększenie subwencji państwa łącznie o 20 mld euro rocznie. W ostatnich tygodniach dodał do tego m.in. wprowadzenie zaporowej (75-proc.) stawki podatkowej dla zarabiających więcej niż 1 mln euro rocznie i podatku od transakcji finansowych dla banków, co jeszcze bardziej osłabi dynamizm gospodarczy kraju.
Francois Hollande nie ma jednak wyboru: u jego boku rośnie groźny konkurent w postaci popieranego przez Francuską Partię Komunistyczną byłego socjalistycznego senatora Jeana-Luca Melenchona. Według ostatnich sondaży chce na niego głosować już 15 proc. Francuzów, więcej niż na Marine Le Pen. Poza nadzwyczajnymi zdolnościami oratorskimi wielu wyborców urzeka jego radykalny plan socjalny, w tym podwyższenie o 1/5 minimalnej pensji oraz wprowadzenie maksymalnego pułapu dochodów osobistych na poziomie 360 tys. euro rocznie (wszelkie nadwyżki będą w 100 proc. opodatkowane).
Tygodnik „The Economist” ostrzega, że w razie zwycięstwa w wyborach Hollande’owi trudno będzie się wycofać ze złożonych obietnic. A ich spełnienie może oznaczać, że to Francja znajdzie się w epicentrum nowego kryzysu finansowego strefy euro.