Kredyty we frankach to nadal zobowiązania, które są spłacane najbardziej rzetelnie – przekonuje BIG InfoMonitor, zajmujący się zbieraniem informacji o niespłacanych długach. Nie zmieniło tego nawet przejściowe umocnienie szwajcarskiej waluty do 4 zł w sierpniu ub.r.
– Choć kurs franka rósł, to różnica w wielkości raty dla tych, którzy zaciągali zobowiązania w 2006 i 2007 r., jest niewielka, głównie ze względu na niski LIBOR. Właściwie oprocentowanie kredytu we frankach to głównie marża banku. Porównanie kosztów obsługi zadłużenia we frankach z podobnym w złotych nadal wypada na korzyść tego pierwszego – mówi Mariusz Hildebrand, prezes BIG InfoMonitora.
Informacje BIG potwierdzają dane NBP. Co prawda wartość zagrożonych kredytów mieszkaniowych we frankach wzrosła w ciągu roku prawie o połowę – z 2 mld zł w lutym 2011 r. do 2,9 mld w lutym tego roku – ale to w dużym stopniu efekt kursowy. Wszystkie kredyty we szwajcarskiej walucie przeliczone na złote zwiększyły wartość, bo frank umocnił się w tym czasie wobec złotego o 13 proc. Udział kredytów zagrożonych w całej puli kredytów frankowych zwiększył się proporcjonalnie mniej, z 1,4 proc. do około 1,9 proc. Największy przyrost nastąpił w trzecim kwartale ubiegłego roku, gdy kurs franka dochodził do 4 zł. Gdy kurs się ustabilizował na poziomie zbliżonym do 3,5 – 3,6 zł, zarówno wartość kredytów zagrożonych, jak i ich udział w ogólnej puli przestały rosnąć.
Reklama
Według BIG wielkość rat kredytów frankowych jest mało podatna na zmiany kursowe z jeszcze jednego powodu: kredytobiorcy spłacają je w ratach równych. A to oznacza, że w pierwszych latach obsługi spłacane są przede wszystkim odsetki, część kapitałowa rat jest niewielka.
Te niespełna 2 proc. nieregularnych hipotecznych kredytów we frankach to dobry wynik, jeśli porównamy go z wielkością kredytów i pożyczek konsumpcyjnych w złotych spłacanych nieregularnie. Według szacunków Mariusza Hildebranda stanowią one około 17 proc. takich pożyczek. To właśnie tego typu zobowiązania stanowią większość z 35,7 mld zł długów, których Polacy nie spłacają regularnie. Na całość tego długu składają się też zaległości w opłacaniu rachunków za gaz, prąd, niezapłacone alimenty. Według opublikowanych właśnie danych BIG InfoMonitora wartość niespłacanych długów wzrosła o 1,4 mld zł w porównaniu z listopadem 2011 r.
Co gorsza, wyraźnie wzrosła też liczba nierzetelnych dłużników. Jest ich już 2,16 mln. Po kilku miesiącach stabilizacji – a nawet niewielkiego spadku liczby dłużników – w pierwszym kwartale tego roku armia zadłużonych zwiększyła się o 75 tys. To osoby, które nie płacą od co najmniej dwóch miesięcy, a ich dług przekracza 200 zł.
Skąd ten wzrost? Analitycy BIG uważają, że może to być po części uboczny skutek świątecznych zakupów. – Być może ci, którzy byli na granicy niewypłacalności, zaciągnęli nowe zobowiązania, których nie są teraz w stanie obsługiwać – dodaje Hildebrand.
Nie zmienia się profil statystycznego dłużnika. To mężczyzna między 30. a 39. rokiem życia, mieszkaniec Śląska lub Mazowsza, który zalega ze spłatą 16,5 tys. zł. Jednak większość niespłacanych długów – około 60 proc. – to zaległości do 5 tys. zł.
– One są do spłacenia w ciągu roku, wymagają tylko pewnej dyscypliny budżetowej i porozumienia z wierzycielami, na przykład rozłożenia długu na raty – mówi prezes Hildebrand.